Siatkówka: Świderski: Doceniam żużlowców, Małysz najlepszy

- W polskim sporcie złote medale zdobywa się bardzo rzadko, w grach drużynowych jeszcze rzadziej, dlatego cenię mocno wszystkich, którzy po nie sięgali - mówi w rozmowie ze Sport.pl Sebastian Świderski. Były as siatkarskiej reprezentacji Polski jest szczęśliwy, że kilka dni temu zdobyła ona złoto mistrzostw świata. Świderski przyznaje jednak, że nawet siatkarze nie dostarczyli mu tylu emocji, ile przez lata dawał Adam Małysz.

Łukasz Jachimiak: Prezydent RP Bronisław Komorowski gratulując siatkarzom złota mistrzostw świata stwierdził, że pięknie ukoronowali 25-lecie wolności, jakie w tym roku świętuje nasz kraj. Chyba nie ma wątpliwości, że od pierwszych wolnych wyborów w 1989 r. to siatkarska kadra mężczyzn dała kibicom najwięcej radości ze wszystkich polskich drużyn?

Sebastian Świderski: Miło słyszeć, kiedy się nas docenia, ale należy pamiętać o innych. Wygrywanie w siatkówce zaczęły dziewczyny, zdobywając tytuły mistrzyń Europy w 2003 i 2005 r. Później świetnie spisywali się piłkarze ręczni, sięgając po dwa medale mistrzostw świata z rzędu [srebro w 2007 i brąz w 2009 r. - red.]. Doceńmy też żużlowców, którzy jako drużyna zdobyli kilka tytułów mistrzów świata. W polskim sporcie złote medale zdobywa się bardzo rzadko, w grach drużynowych jeszcze rzadziej, dlatego ja cenię mocno wszystkich, którzy po nie sięgali.

A kogo z polskich sportowców tego 25-lecia ceni pan najbardziej?

- Na pewno w latach 90. nasz sport poderwał Adam Małysz. A w XXI wiek wskoczył jako prekursor sukcesów całego polskiego sportu. Podniósł go i wyniósł na wyższy poziom. Jednoczył ludzi, wychowywał sobie kibiców, z jego sukcesów wszyscy cieszyliśmy się wspólnie. Małysz dał nam zdecydowanie najwięcej wielkich chwil. Mówiłem o złotych medalach i bardzo cenię wszystkich naszych mistrzów olimpijskich, których wielu mieliśmy szczególnie w Atlancie w 1996 r. i cztery lata później w Sydney. Ale Małysz zrobił więcej. Dla niego na skoki zaczęło przyjeżdżać po 50 tys. ludzi, a cały sport zimowy niesamowicie się rozwinął. Dla mnie to zdecydowanie najlepszy i najważniejszy sportowiec ostatnich 25 lat.

W ostatnich dniach tym najważniejszym jest Mariusz Wlazły. Najlepszy obecnie siatkarz świata postanowił zakończyć karierę w reprezentacji. Zna pan dobrze jego oraz Michała Winiarskiego, Pawła Zagumnego i Krzysztofa Ignaczaka, którzy również rozstali się z kadrą - proszę powiedzieć, jest szansa, że chociaż młodsi Wlazły i Winiarski wrócą za dwa lata na igrzyska w Rio de Janeiro?

- To nie jest pytanie do mnie, tylko do nich. Ale na pewno występ na igrzyskach jest wielkim bodźcem, żeby do kadry wrócić. Myślę, że jeśli ci zawodnicy będą dobrze się czuli fizycznie, to dadzą się namówić na powrót i jeszcze raz zawalczą o to, czego nie mają.

Pekin 2008 to największa zadra w waszych karierach? Strefa medalowa była bardzo blisko, w ćwierćfinale przegraliście z Włochami 2:3, w tie-breaku na przewagi.

- Na pewno ten mecz pamiętać będziemy zawsze. Tam zdecydowała jedna piłka. Doszło do przepychanki na siatce, niestety, wygrał ją Valerio Vermiglio [okazał się lepszy od Łukasza Kadziewicza przy remisie 15:15, a w następnej akcji Włosi skończyli mecz - red.] i odpadliśmy z turnieju, a oni grali o medale. Byliśmy tam w gazie, a nie zdobyliśmy tego, na co ewidentnie było nas stać. Chciałbym mieć jeszcze jedną szansę. Na tegorocznych mistrzostwach świata zespół był w podobnym gazie. Też przytrafił mu się jeden słabszy mecz, bo tak to w sporcie jest, w długim turnieju taki dzień ma każda drużyna. Na szczęście porażka z USA niczego ekipie Stephane'a Antigi nie przekreśliła, chłopaki zasłużenie są teraz wielkimi mistrzami. Nam w Pekinie mecz z Włochami zabrał marzenia.

W Pekinie liczyliśmy, że nawiążecie do złota, które w 1976 r. w Montrealu zdobył zespół Huberta Wagnera, jeszcze mocniej oczekiwaliśmy takiego nawiązania dwa lata temu w Londynie. Tymczasem wy zdobywacie medale, kiedy nie jesteście do nich typowani. Tak było na tegorocznych MŚ, na tych z 2006 r., gdzie zdobyliście srebro, oraz na złotych ME 2009, gdzie z kadry z powodu kontuzji poza panem wypadli m.in. Winiarski i Wlazły.

- Zgadza się, jest taka prawidłowość. Może to dobrze, że do Rio pojedziemy pewnie nie jako faworyci. Trzeba też przypomnieć inną rzecz - najlepsze wyniki nasza reprezentacja osiąga w pierwszym roku pracy nowego trenera. Następny będzie bardzo ważny i dla Antigi, i dla całego zespołu. Musimy drugi rok pod wodzą Francuzów przepracować spokojnie, spróbować osiągnąć swoje cele mimo problemów. A one będą. Zagramy każdy mecz jako mistrzowie świata i będziemy postrzegani jako najlepszy zespół globu, a więc ten, który pokonać byłoby szczególnie dobrze.

Najpiękniejsze kibicki siatkarskich mistrzostw świata [DUŻE ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.