Snooker. Selby: Żona nie ogra mnie w snookera

Najtrudniejszy rywal? Oczywiście Ronnie O'Sullivan - mówi angielski snookerzysta Mark Selby. Numer dwa światowego rankingu wziął udział w niedawno zakończonym turnieju PTC Gdynia Open, ale niespodziewanie odpadł w 1/32 finału. W turnieju triumfował jego rodak Shaun Murphy

Rozmowa z Markiem Selbym

Andrzej Kulasek: Miałeś taki frejm w karierze, że spudłowałeś ostatnią, czarną bilę, a była szansa na wbicie maksymalnego, 147-punktowego breaka. Ale całkiem niedawno, podczas UK Championship w listopadzie ubiegłego roku, udało się wbić maksa. Jaka jest na to recepta?

Mark Selby: Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Wielu zawodników jest w stanie to zrobić. Podstawową sprawą jest wytrzymanie presji i skoncentrowanie się tylko na tym jednym zadaniu. Ot, i cała tajemnica.

Tradycjonaliści obawiają się zmian w snookerze - dużej liczby turniejów, zwiększenia liczby zawodników w pierwszej rundzie do 128. To zmiany na lepsze czy na gorsze? Czy po prostu nieuniknione?

- Według mnie dobrze się dzieje, bo dzięki temu dostajemy częstszą okazję do gry.

Czy jest w Main Tourze zawodnik, przed meczem z którym myślisz sobie: Czeka mnie ciężka przeprawa, zagramy maksymalną liczbę frejmów.

- Nie będę oryginalny: Ronnie O'Sullivan.

Już kilka razy odwiedzałeś Polskę i grałeś tu. Teraz znów tu jesteś.

- Ja lubię podróżować, lubię odwiedzać różne miejsca. My, snookerzyści, mamy szczęście, że nasza dyscyplina sportu nam to umożliwia.

Twoja żona, Vikki Leyton, jest bilardzistką. Grywacie często ze sobą? Jest w stanie cię pokonać?

- W snookera nie grywa, więc nie. Ale w bilardzie rzeczywiście radzi sobie całkiem nieźle.

Zawsze jak oglądam cię w akcji, myślę sobie: "Kurczę, ten facet mógłby grać w The Clash, wygląda jak brat Joe Strummera!" Wiem, że lubisz r&b, ale może słuchasz też punk rocka? Albo masz jakieś muzyczne talenty?

- (śmiech) Tak, zgadza się, lubię r&b. Słucham też indie rocka. Talenty muzyczne? Cóż, czasem zaśpiewam jakieś karaoke.

W domu masz basen, ale nie korzystasz z niego. Chyba że coś się zmieniło?

- Nieeee, ciągle czeka mnie nauka pływania! Za to Vikki pływa niemal bez przerwy.

Nazywają cię "Jester from Leicester" [Wesołek z Leicester]. I wiem, że niemal w każdym wywiadzie to słyszysz, ale opowiedz jakiś dowcip.

- Daj spokój, znam ich zbyt wiele!

Relacje z turniejów snookerowych w Eurosporcie i Eurosporcie 2

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.