Poker. Becker i inni lokatorzy wielkiej ryby

Co łączy czeskiego pracownika lakierni samochodowej i brytyjską modelkę po astrofizyce? Sześć zer na koncie. Napadli na bank? - Tutaj na stole nie leżą spluwy. Nie pijemy też whisky. Szkoda tylko, że Nadalowi nie udało się przyjechać - mówi zawodowy pokerzysta Boris Becker.

Kasyno w Barcelonie ma kształt wielkiej ryby. Kilkadziesiąt metrów za budynkiem zaczyna się plaża. Drzwi mają otworzyć o 10. Jestem kilkanaście minut przed czasem, ale nie czekam sam. Stoi już kilka staruszek, kawałek dalej na parkingu maserati, ferrari i porsche.

Punkt dziesiąta. Otwierają się drzwi. Ryba połyka kilkanaście osób. Zaczyna się wyścig do ulubionych gier. Seniorki wybierają na ogół bingo i jednorękiego bandytę. Nie tak wyobrażałem sobie miejsce, do którego na kilka dni przyjechało ponad tysiąc pokerzystów z całego świata.

Na stole nie ma spluw

Błąkam się po labiryncie kolorowych automatów, są schody prowadzące na dół. Pokazuję akredytację. Żegnany muzyką z "Ojca Chrzestnego'', która wybrzmiewa z jednej maszyn triumfującej nad graczem, schodzę do tej części kasyna, gdzie rozgrywany jest turniej. Jeden z dziewięciu z cyklu European Poker Tour. To najbardziej ekskluzywna seria pokerowa na świecie. Na każdy turniej cyklu przyjeżdżają tysiące graczy, a do wygrania są miliony dolarów.

- To niesamowicie intensywne uczucie znaleźć się w miejscu, gdzie setki ludzi walczą o pieniądze w kompletnej ciszy - mówi mi Boris Becker. Sześć razy wygrywał Wielkiego Szlema i podniecał miliony widzów na całym świecie swoimi tenisowymi pojedynkami ze Stefanem Edbergiem. - Słychać tylko żetony. One mówią za ciebie - dodaje Niemiec niemal śmiertelnie poważnie.

Pierwsze skojarzenie z pokerem, to niebezpieczeństwo. - Nie wierz Hollywoodowi. Dookoła nie kręcą się gangsterzy, na stole nie stoi whisky, obok butelki nie leży spluwa - ciągnie Becker. Profesjonalnie pokerem zajął się pięć lat temu.

Sala jest ogromna. Kilkadziesiąt stolików. W tym ten największy, ustawiony centralnie. Przy nim kilku graczy, dookoła kamery, konferansjerzy ubrani w modne garnitury i dziesiątki pięknych kobiet. Oto główny stolik, gdzie organizatorzy sadzają zawodników, którzy w ich przekonaniu rozegrają najciekawszą partię. Tutaj ostatniego dnia turnieju rozegrała się też walka o milion dolarów.

Ale w tej chwili o głównej wygranej wciąż marzy jeszcze kilkuset pokerzystów. I rzeczywiście - cisza. Słychać tylko żetony, nerwowo obracane w palcach, podrzucane, obijane o siebie przez gracze. Nieustanna zabawa plastikowym krążkiem.

Zawodowcy.

Becker, Nadal i masażystki

- Nie ma klucza wyglądu, według którego można opisać zawodowca - przekonuje Marcin Horecki, najbardziej rozpoznawalny za granicą polski gracz, który należy do elitarnego teamu PokerStars.

Przy jednym ze stolików Tajka masuje mięśnie jakiegoś wielkiego chłopa. Obok siedzi maleńka Azjatka, nastoletni rudzielec w koszulce piłkarskiej reprezentacji Anglii i stukilkudziesięciokilogramowy olbrzym w kowbojskim kapeluszu. Masażystek na sali jest kilka. Każdy może zapłacić kilka euro i odprężyć się podczas gry. Wszędzie są też kelnerki, nieustannie donoszące napoje i jedzenie. Dzień turniejowy w Barcelonie zaczyna się przed południem, a kończy grubo po północy. Jeśli uda ci się przetrwać, nazajutrz powtórka.

- To trochę jak w tenisie. Trzeba cierpliwości. Musisz być też w świetnej formie. Nigdy nie wygrywasz turnieju pierwszym gemem. Liczy się ten ostatni. Tak zyskuje się szacunek - zwraca uwagę Becker.

- A ciebie tu szanują?

- Teraz już tak, ale to trochę trwało. Może na początku mnie lekceważyli, ale przestali, kiedy przyszedłem do stołu i zabrałem ich pieniądze - uśmiecha się Becker.

Poker na świecie ma się świetnie. Na Facebooku więcej fanów ma tylko jeden profil - Facebooka. Do teamu PokerStarsa, prócz najlepszych zawodników na świecie, należy też kilku sławnych sportowców.

Prócz Beckera w Barcelonie pojawiła się Fatima De Melo. Holenderka to trzykrotna mistrzyni olimpijska w hokeju na trawie. W kadrze swojego kraju zaliczyła prawie 200 występów.

- Nie ma niestety z nami Rafaela Nadala. Podobno dalej ćwiczy. Ja, zanim zacząłem pojawiać się na dużych turniejach, przez kilka tygodni uczyłem się gry pod okiem prywatnego trenera - mówi Boris.

Były tenisista w Barcelonie został szybko wyeliminowany. Fatima De Melo zajęła 16. miejsce i wygrała prawie 35 tysięcy euro. W głównym turnieju udział wzięło ponad 1000 osób.

Becker dla Sport.pl: Poker z tęsknoty za adrenaliną [WYWIAD]>>

Matematyka na poziomie szkoły podstawowej?

Przy stole siedzi nas dziesiątka. Dziewięciu dziennikarzy i Barry Greenstein. Ten niepozorny Amerykanin o wiecznie znudzonej minie, to żywa legenda pokera. Po ukończeniu University of Illinois z tytułem magistra informatyki rozpoczął studia doktoranckie. Już wtedy grywał dla przyjemności. Szybko okazało się, że ma talent na miarę kilku milionów dolarów. Greenstein napisał też parę książek o pokerowej strategii.

- Co masz w kartach? - pyta Barry.

Patrzę ukradkiem, żeby nikt czasem nie podejrzał, co mam w ręce. Amerykanin uśmiecha się i prosi, aby wszyscy odsłonili swoje karty. Zaczyna się liczenie.

- Matematyka w pokerze jest na poziomie szkoły podstawowej. To dodawanie, mnożenie i rachunek prawdopodobieństwa. Trzeba szybko policzyć, jakie masz procentowo szanse na pojawienie się kart, których akurat potrzebujemy. Trzeba zbudować mocny układ. Nauczysz się tego po dwóch miesiącach ćwiczeń - przekonuje Horecki.

Greenstein przez pół godziny na otwartych kartach analizuje każde zagranie. Liczy procent szans na zwycięstwo przy różnych kombinacjach i zmieniającej się na stole sytuacji. Kręci się już w głowie od tych liczb, kiedy w końcu mówi, że jeszcze trzeba wziąć poprawkę na przeciwnika.

- Powiedzmy, że masz 50 lat. Koło ciebie siedzi młody koleś, który ciągle szarżuje z podbijaniem stawki. Na razie mu to wychodzi, ale spójrz na niego, jaki jest narwany. Sprawdzę go, kiedy nie będzie się tego spodziewał - mówi Greenstein.

Człowiek flanela - lakiernik z milionami

- Podczas gry zakładam ciemne okulary, bo oczy zdradzają emocje. Nieraz zdarzyło mi się odczytać po nich, jakie rywal miał rozdanie. Trzeba kontrolować swoje reakcje. Ale przede wszystkim liczy się powtarzalność. Zawodowy pokerzysta stara się uniknąć ryzyka, ocenia je i ryzykuje tylko wtedy, kiedy jest to skalkulowane i ma przynieść dochód. Czasem trzeba zagrać agresywnie - opowiada Horecki.

A mi się przypomina nasz młody snookerzysta Kacper Filipiak, który wygrał frame'a z mistrzem świata Johnem Higginsem. Zagrał świetną partię, ale czy udałoby mu się to drugi raz?

- Możesz wygrać ze mną wiele razy, ale gwarantuje ci, że po tysiącu rozdań zostaniesz bez pieniędzy. Poker to przede wszystkim gra umiejętności - uśmiecha się Horecki.

Tych nie brakuje Martinowi Staszko. Czech spóźnia się na wywiad, w wolnej chwili układam w głowie, co już o nim wiem. Urodził się w Trzyńcu, rzut beretem od polskiej granicy. Chodził do polskiej szkoły, w której najlepiej skakał w dal. Przez wiele lat pracował w lakierni samochodowej, gdzie był brygadzistą. Rok temu wygrał w Las Vegas pięć milionów dolarów.

Nie przygotowałem sobie zdjęcia Martina, więc nie ruszam się z miejsca spotkania. W końcu przybiega, ze spuszczoną głową, cały spocony, ciężko sapiąc.

- Przepraszam, ale zaspałem, taksówka mi uciekła, rozumiesz? - pyta z przykrą miną i niepewnie siada na skórzanej kanapie. Dobrze mówi po polsku. Jest bardzo nieśmiały.

Czechy oszalały na jego punkcie. Podczas finałowego stołu w Las Vegas Staszko grał we flanelowej koszuli, którą zyskał sympatię fanów pokera na całym świecie.

- Wszędzie mnie rozpoznają. W San Francisco zaczepiają mnie na ulicy i robią sobie ze mną zdjęcia. W Czechach ciągle mnie zapraszają do programów w telewizji i radiu. Teraz nawet telewizja kręci film o pokerze w naszym kraju, w którym mam być główną postacią - mówi Staszko.

Wstaje i idzie grać. Na końcu korytarza pojawia się szatynka w spódnicy z ostrym wcięciem po lewej stronie. Każdy jej krok wysysa z pomieszczenia powietrze, każdy gest zmusza do odwrócenia głowy kilkunastu mężczyzn.

Wkurzam facetów - lubię to

Liv Boeree idzie do mnie. Siada na kanapie, podaje mi rękę. Ma mocny, męski uścisk. W pokera zaczęła grać w 2005 roku. Była jednym z uczestników reality show emitowanego w brytyjskiej telewizji. To tam uczyła się gry pod okiem najlepszych zawodników. Rok później pokerowa publiczność coraz lepiej poznawała Liv, która została prezenterką i relacjonowała turnieje z Las Vegas, a następnie z Europy.

- No i zaczęłam w końcu grać w pokera, bo kocham rywalizację. Tutaj mogę grać z mężczyznami. Wielu jest wkurzonych, kiedy wygrywam. Lubię to - mówi Liv.

Jest bardzo ładna. Delikatnie mówiąc. Wkrótce po swoim debiucie na dużym turnieju została zaproszona do wzięcia udziału w sesji dla dwóch męskich czasopism. Widziałem zdjęcia. Na jednym z nich skąpo ubrana popija whisky wprost z butelki.

W 2010 roku zagrała w turnieju w San Remo. Wygrała główną nagrodę w wysokości 1,250 mln euro. Żadna kobieta nie opuściła stołu z taką kupą pieniędzy. Wtedy wielu kibiców pokera dowiedziało się, że Liv jest z wykształcenia astrofizyczką. Taki psikus.

- Ścisły umysł to ogromna zaliczka - uśmiecha się Liv popijając kawę. - W Barcelonie poszło mi do bani. Już zdążyłam odpaść - drapie się po głowie. Kilkunastu facetów znów na nią patrzy maślanymi oczami.

Liv Boerre dla Sport.pl: Lubię wkurzać [WYWIAD] >>

* W głównym turnieju European Poker Tour wzięło udział ponad tysiąc pokerzystów z całego świata. Każdy musiał wpłacić pięć tysięcy euro wpisowego do turnieju plus 300 euro dla kasyna. Pula wyniosła więc ponad pięć milionów euro. Rywalizacja trwała pięć dni i zakończyła się zwycięstwem 28-letniego Mikołaja Pobala. Białorusin z Mińska wcześniej tylko raz w historii cyklu European Poker Tour zajął miejsce gwarantujące wypłatę - w Berlinie był 104. i zarobił 7,500 euro. W Barcelonie Pobal wygrał ponad milion euro.

Do Barcelony przyjechało kilku Polaków. Najlepszy z nich Mikołaj Zawadzki był o włos od gry przy ostatnim stoliku. Zajął 12. miejsce, za które dostał prawie 50 tysięcy euro.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.