Zdzisław Ambroziak: Liga polska

Zdzisław Ambroziak: Liga polska

Kończą się tenisowe mistrzostwa Australii, czas najwyższy podsumować akcenty polskie. Nie jest to łatwe, bo w turniejach głównych byliśmy w Melbourne dotkliwie nieobecni (jeden mecz Magdy Grzybowskiej). Lepiej poszło nam w rywalizacji juniorek. Tymczasem Antoni Słonimski już dawno przestrzegał przed nadmierną atencją i wyrozumiałością wobec młodzieży. To On, w książce o dzieciach, wariatach i grafomanach, jako pierwszy napisał słynne zdanie: "Dzieci są zakałą ludzkości". Oznacza to w istocie, że młodość jest stanem przejściowym i prędzej czy później, ludzie dorośleją.

Świat wielkiego tenisa od dawna kieruje się tą prawdą. Wniosek praktyczny musi być taki, by okresu juniorskiego nie traktować jako celu, lecz jedynie jako środek, prowadzący do dorosłej kariery. Tak czynią nie tylko Amerykanki i Australijczycy, lecz także Niemcy, Rosjanie, Czesi, Słowacy i wiele innych nacji, od których sporo możemy się nauczyć. Choćby tego, że dla poważnie podchodzących do zawodu, mających odpowiednie uzdolnienia oraz aspiracje szesnasto- i siedemnastolatek, starty w turniejach juniorskich są stratą czasu.

Nie odnosi się to w żadnej mierze do Moniki Schneider i Joanny Sakowicz, które grały dzielnie i z pewnością odniosły wiele pożytku z wyprawy na Antypody. Moja intencja jest taka, żeby wyzwolić się ze stereotypu wyciskania wszystkich możliwych do zdobycia tytułów i zaszczytów juniorskich do ostatniej chwili. Juniorski medal wprawdzie ładnie wygląda w pamiątkowej gablocie, ale przy wypisywaniu czeków nikt nie pyta tenisistów o wiek. Przykład Aleksandry Olszy, której finałowe zwycięstwo w Wimbledonie nad Thajką Tamarine Tanasugarn widziałem na własne oczy, jest aż nadto bolesny. Ola tymczasem przestała grać w tenisa i chyba jej kariera nie odrodzi się wzorem Jennifer Capriati. Natomiast Tamarine jest coraz bogatsza, ma coraz więcej sukcesów, wciąż walczy.

Wszystko to łatwo napisać, trudniej zrobić. Z jednej strony należy uszanować naturalny rytm biologicznego rozwoju, dbać o zdrowie i rodzinę, z drugiej jednak - konkurencja przyspiesza, nie oglądając się za siebie. Dystans, dzielący nas od tenisowej ekstraklasy rośnie. Uporczywe powtarzanie tych oczywistości nie jest popularne, ale brutalnie logiczne; trudno polemizować z faktami. Tenisowej ligi polskiej po prostu na świecie nie widać. Absurdalne jest oczekiwanie, by życzliwość i wyrozumiałość dziennikarzy mogła w tej sprawie cokolwiek odmienić.

Zdzisław Ambroziak

Copyright © Agora SA