Szacun dla piknika, czyli dlaczego Chicago Cubs ma milion kibiców więcej niż na cała Ekstraklasa

Jeśli polskie kluby piłkarskie marzą, by kiedykolwiek przynosić co roku zyski, muszą zapełnić trybuny jak największą liczbą pikników. Najlepiej takimi, dla których zwycięstwo rodzimej drużyny nie jest najważniejsze.

Redaktor też człowiek. Zobacz co nas wkurza na Facebook.com/Sportpl ?

Jako wielbiciel sportów dziwnych stałem się namiętnym oglądaczem ligi baseballa w USA. Dzień bez meczu Boston Red Sox to dzień stracony. W czasie transmisji wielokrotnie mogę zobaczyć, co dzieje się na trybunach. W oczy rzuca się przede wszystkim ogromna różnica wieku kibiców. Na mecze chodzi mnóstwo dzieci, ale i osób w podeszłym wieku. Nie zapomnę dwóch sióstr - staruszek, które przed ekranami chwaliły się, że na Chicago Cubs chodzą od kilkudziesięciu lat.

Transmisje też znacznie różnią się od naszych. Przebitka z trybun to element widowiska. Poznajemy dzieciaki, którym bilety na mecz zafundował Dunkin' Donuts, sześcioosobową rodzinę z odległego miasta, chłopaka z Austrii - Europejczyk na baseballu, niezwykłe. Komentatorzy też nie zajmują się tylko meczem. Czasem zapraszają do siebie niecodziennych gości. Dwa tygodnie temu komentatorzy NESN (stacji, która pokazuje mecze Boston Red Sox) zaprosili na swoje stanowisko 14-letnią dziewczynkę chorą na raka, akurat wtedy na stadionie zbierano fundusze na walkę z tą chorobą. Innym razem żona Josha Becketta - miotacza Red Sox - zapraszała kibiców na imprezę organizowaną przez fundację, którą prowadzi z mężem. Na Meczu Gwiazd dwa lata temu komentatorów zaszczycił sam prezydent Obama.

Przy okazji meczu komentatorzy zapraszają kibiców na inne imprezy - koncerty, jakieś komercyjne imprezy. Stadion żyje bowiem nie tylko meczami.

Następna kluczowa sprawa to kuchnia. Mecze baseballowe trwają po cztery godziny, ale kibice spędzają na stadionie jeszcze więcej czasu. Muszą przyjechać wcześniej, by mieć dobre miejsce na parkingu. Wyjazd też zajmuje kilkadziesiąt minut. Warto więc przy okazji coś przekąsić. Już dawno nie jest to zwykły hamburger czy hot-dog. Podczas pierwszych meczów sezonu urocza Heidi Watney, reporterka NESN, która zazwyczaj zdaje relacje z ostatnich wydarzeń w zespole Red Sox (kontuzje, zmiany w składzie, wypowiedzi itp.) i przeprowadza wywiady, obchodziła wszystkie bary i stoiska z jedzeniem na stadionie Fenway Park i pokazywała, co dobrego można tam zjeść lub wypić. Wybór jest ogromny. Na trybuny kibice wchodzą nieraz z wielkimi tacami. Nieraz zdarza się, że niefortunnie odbita piłka pozbawia ich posiłku.

Jednym słowem, nie tylko mecz, ale i piknik z rodziną.

A sport? Jest najważniejszy, przecież przychodzi się na stadion, aby zobaczyć swoją drużynę, a że przy okazji można spędzić fajnie czas, spotkać znajomych, zjeść coś smacznego - to wartość dodana. I to ona decyduje, że kluby mogą z roku na rok utrzymywać dochody na w miarę wysokim poziomie niezależnie od wyniku drużyny. Nawet New York Yankees nie co rok awansują do play off, a kibica na stadion trzeba przyciągnąć także w tych słabszych sezonach. Jeśli raz poczuje się fajnie na trybunach, jeśli będzie miał frajdę ze spędzonego czasu z rodziną i przyjaciółmi, będzie wracał, nawet jeśli wyniki drużyny będą słabsze. Tacy Chicago Cubs nie zdobyli mistrzostwa MLB od 103 lat. Nikt w amerykańskich zawodowych ligach nie czeka tak długo na triumf swojego zespołu. Mimo to od kilku lat na mecze Cubs w Chicago przychodzi ponad 3 mln widzów w sezonie, to o milion więcej niż na wszystkie mecze polskiej ekstraklasy w roku.

Czy w Polsce ktoś myśli o tym, żeby kibic miał frajdę z samego przyjścia na mecz? Może prezes ligowego klubu wczuje się w rolę ojca rodziny, który namówił na wyprawę na stadion żonę z dziećmi i słyszy, jak kilka tysięcy gardeł ryczy: "Strzelcie kurwom gola". I niech policzy zyski i straty.

Dziesieć lig, które przyciągają najwięcej kibiców na trybuny

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.