35-letni Justin Turner w pewnym momencie meczu Los Angeles Dodgers z Tampa Bay Rays zniknął z boiska. Później okazało się, że w trakcie spotkania przyszła informacja o tym, że zawodnik jest zakażony koronawirusem. Komisarz MLB Rob Manfred przekazał, że zawodnik był izolowany, by zapobiec rozprzestrzenianiu się choroby.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Justin Turner pojawił się po zwycięstwie wśród kolegów z drużyny, których obściskiwał i świętował siódmy w historii tytuł mistrzowski. Później napisał na Twitterze - Nie mogę uwierzyć, że mogło mnie tam nie być, by świętować z moimi chłopakami.
Po meczu widać było, jak Justin Turner całował swoją żonę, pozował z trofeum World Series, przytulał się i rozmawiał z kolegami z drużyny - czasami z maską, czasem bez. W czasie pozowania do zdjęcia zajął miejsce w środku zespołu. Siedział między menadżerem Dave'em Robertsem a prezesem Andrew Friedmanem. Żaden z nich nie zakrywał twarzy.
New York Times donosi, że powrót Turnera na boisko, nastąpił tuż przed nosem Roba Manfreda, czyli komisarza Major League Baseball. Precedens wywołał także pytania o to, w jaki sposób liga pozwoliła na publiczny upadek swoich protokołów dotyczących koronawirusa. Wywołało to również powszechną krytykę ze strony ekspertów epidemiologii. MLB zapowiedziało, że zbada incydent, ale cała wina już teraz zrzucana jest na Turnera, który wyraźnie zignorował nakazy.
Trzeba przyznać, że okazja do świętowania była duża, bo Dodgersi triumfowali w amerykańskiej lidze baseballowej MLB. W rywalizacji play-off do czterech zwycięstw pokonali w Arlington Tampy Bay Rays 4-2. W ostatnim meczu zwyciężyli 3:1 i po 32 latach znów wygrali rozgrywki. Był to również siódmy tytuł Dodgersów.
Po tych zachowanie nie sposób nie przypomnieć sobie wydarzeń z samego początku pandemii koronawirusa. Najpierw była konferencja prasowa, a w jej trakcie kpiny, bo Rudy Gobert celowo dotykał każdego mikrofonu i dyktafonów należących do dziennikarzy. - To zachowanie będzie ciągnęło się za tobą do końca kariery, bez względu na to, co zrobisz na parkiecie - pisali oburzeni internauci, którzy dwa dni później dowiedzieli się, że francuski koszykarz miał pozytywny wynik testu na koronawirusa. NBA przestało wówczas grać.
Rudy Gobert, który był sportowym pacjentem zero w USA szybko przeprosił za swoje zachowanie. -Pierwszą rzeczą, którą chcę zrobić, jest publiczne przeproszenie osób narażonych przeze mnie na niebezpieczeństwo. Nie wiedziałem wtedy, że jestem zakażony. Zachowałem się nieodpowiedzialnie. Niech moja historia będzie przestrogą, żeby każdy potraktował tę sytuację poważnie - tłumaczył się wtedy Gobert.