We współczesnej Ameryce nikogo nie dziwią już homoseksualni politycy, urzędnicy, aktorzy, dziennikarze, a nawet żołnierze. Jedynym homofobicznym bastionem pozostaje wciąż zawodowy sport. W koszykarskiej NBA, baseballowej MLB i futbolowej lidze NFL nie ma graczy przyznających się do homoseksualizmu. W blisko 100-letniej historii futbolu amerykańskiego nigdy nie było aktywnego zawodnika geja. Kilku przyznało się do homoseksualizmu, ale - w obawie przed reakcją kibiców - dopiero po zakończeniu kariery.
Przez dziesięciolecia homoseksualizm graczy był tematem tabu z powodu specyfiki postrzegania tego sportu w USA. Futbol jest najpopularniejszą rozrywką Amerykanów. Super Bowl, czyli finał rozgrywek NFL, ogląda w telewizji ok. 120 mln widzów, czyli co trzeci obywatel. Rozgrywki śledzą nie tylko mieszkańcy postępowych metropolii, jak Nowy Jork czy Los Angeles, ale też bardziej konserwatywni mieszkańcy prowincji. Futbol uchodził za tradycyjny sport rodzinny.
Ale czasy się zmieniły. Ameryka jest dziś świadkiem kolejnej obyczajowej rewolucji. 58 proc. obywateli akceptuje małżeństwa między osobami tej samej płci, przeciwko jest 36 proc. Jeszcze dziesięć lat temu proporcje były odwrotne. Sąd Najwyższy prawdopodobnie podważy głośny kalifornijski zakaz małżeństw homoseksualnych, co będzie kolejnym przełomem.
W NFL też idzie nowe. W siłę rośnie lobby nawołujące, by zerwać z bigoterią i stworzyć w lidze atmosferę, która pozwoli na swobodne funkcjonowanie w drużynach graczy homoseksualnych. Najgłośniejszymi aktywistami są Scott Fujita, były zawodnik m.in. Dallas Cowboys, Chris Kluwe z Minnesota Vikings i Brendon Ayanbadejo z Baltimore Ravens. Nie są gejami, ale mają liberalne poglądy i popierają LGBT (od Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender). Przeciw homofobii wypowiada się też Steve Tisch, współwłaściciel New York Giants, oraz kilkunastu innych działaczy i zawodników.
- To wstyd, żeby sport, który w latach 60. tak znacząco przyczynił się do równouprawnienia Afroamerykanów, nie podążył za kolejną zmianą w naszym społeczeństwie - mówi Fujita. Kluby futbolowe w latach 60. jako jedne z pierwszych łamały rasowe uprzedzenia, zatrudniając czarnoskórych zawodników.
Debata o emancypacji gejów wróciła ze zdwojoną siłą po tzw. aferze z wymyśloną dziewczyną Mantiego Te'o. Zawodnik uniwersyteckiej drużyny z Notre Dame twierdził, że padł ofiarą oszusta, który podając się za dziewczynę, nawiązał z nim znajomość online. Futbolista pokazywał kolegom zdjęcia kobiety, twierdził, że się z nią spotyka, a potem oznajmił, że zmarła. Okazało się, że nigdy nie widział jej na oczy. Mówił, że został oszukany, ale w mediach popularna była teoria, że wymyślona dziewczyna miała być przykrywką dla jego homoseksualizmu. W telewizyjnym wywiadzie zaprzeczył jednak, że jest gejem.
Przed ostatnim Super Bowl, kiedy o tej sprawie było głośno, Chris Culliver z San Francisco 49ers zapytany o równouprawnienie gejów, odparł: - U nas nie ma żadnych gejów, a jakby byli, to byśmy ich wyrzucili.
Jego słowa wywołały ogromny skandal w mediach, co jeszcze kilka lat temu nie byłoby takie oczywiste. Culliver został zmuszony przez klub do przeprosin.
Dziennikarze ujawnili też dyskryminujące praktyki w lidze. Zawodnicy uniwersyteccy na obozie rekrutacyjnym NFL w Indianapolis byli pytani podczas rozmów o orientację seksualną. - Takie praktyki są niedopuszczalne - grzmiał Roger Goodell, komisarz ligi. A prokurator generalny stanu Nowy Jork - tam jest siedziba ligi - nakazał władzom NFL interwencję, przypominając, że dyskryminacja ze względy na orientację seksualną jest sprzeczna z prawem.
- Z kilku źródeł wiem, że jedna z gwiazd ligi rozważa coming out w najbliższych miesiącach - napisał kilka dni temu ekspert CBS Mike Freeman. I dodał: - Koledzy w szatni zaakceptują dziś gracza geja, jedyny znak zapytania, czy zrobią to kibice. Homofobia wśród nich wciąż jest silna. Na pewno jednak to najlepszy moment od lat.