Maciek Kawulski: To akurat dość proste. KSW zwykle zmierza tam gdzie nas naprawdę chcą i w Ełku nas naprawdę chcieli. W tamtych regionach jest wielu fanów naszej organizacji i MMA, a przecież to dla kibiców istniejemy.
MK: Kiedy miałem dziewięć lat zacząłem trenować karate, lecz po dziesięciu latach skupiałem się na bardziej wszechstronnych treningach. Skończyłem jako zapaśnik, a na samym końcu zawodnik MMA. Zrezygnowałem ze sportu i zająłem się promotorką, żeby lepsi ode mnie mogli bić się w godnych warunkach.
MK: Z Martinem poznaliśmy się w sumie przypadkiem, ale dość szybko zrozumieliśmy, że dysponujemy podobną determinacją w interesach. Nie można było tego przegapić, więc zaczęliśmy działać wspólnie. Efekt naszej pracy można ocenić oglądając kolejne gale.
MK: Dziesiątki niedowiarków, setki ludzi pukających się w głowę, a w kontrze do tego tysiące zainteresowanych tematem pierwszych fanów. To dzięki tym ostatnim uwierzyliśmy wtedy, że zaczęło się coś wyjątkowego w polskim sporcie .
MK: To wielki przywilej móc robić to co się kocha i zarabiać na tym kasę. Cieszę się, że należę do grupy ludzi, którym się to udało. Jest jednak w tym wszystkim pewna pułapka. Kiedy twoja praca sprawia Ci radość, nie czujesz się nią zmęczony i po pewnym czasie zaciera się granica pomiędzy życiem prywatnym i służbowym. Czasem kiedy robimy dużą galę, pracuje przez kilka tygodni właściwie bez przerwy. Moim domem staje się biuro, federacja żoną, a córką konfrontacja.
MK: Na pewno cztery, być może pięć, a jak Bóg da to sześć.
MK: Myślę, że MMA dostaję dokładnie to na co zasługuje. W tym wypadku za zainteresowanie płaci się emocjami, a to w moim odczuciu jedna z najsilniejszych walut w dzisiejszych czasach.
MK: Kiedyś wspólnie z Martinem współorganizowaliśmy pewną amerykańską galę, która odbyła się na terenie Chicago. Nie zabawiliśmy tam jednak długo, gdyż okazało się, że nasza wizja rozwoju MMA nieco różni się od wizji naszych ówczesnych partnerów. Jakiś rok po naszym odejściu, po amerykańskiej inicjatywie nie było już nawet śladu. Chcemy budować rynek w Polsce i to jest zadanie na długie lata.
MK: Na pewno w 2011 roku.
MK: Mariusz już zaistniał za oceanem tyle, że wśród Polaków. Pytanie powinno brzmieć czy Mariusz zainteresuje swoją osobą rdzenną amerykańską publiczność. To nie jest wcale niemożliwe, ale zdecydowanie wymagałoby to nowego pomysłu na samego siebie. Sukces Pudziana opiera się na patriotyzmie lokalnym. Polacy kochają go za to, że jest narodowym bohaterem, archetypem Polaka, który leczy nasze narodowe kompleksy. Amerykanie musieliby go pokochać za coś zupełnie innego .
MK: Na pewno tak, ale nie znamy sami jeszcze żadnych szczegółów tej współpracy.
MK: Janek to światowej klasy zawodnik i nikt kto widział go w walce, nie może mieć wątpliwości, że ma szansę bić się wszędzie tam gdzie tylko sobie wymarzy. Cieszę się, że na rozkładzie jazdy takiego utalentowanego wojownika są przystanki zwane KSW. Dla mnie to powód do dumy i cieszę się, że Janek znajduje podobne powody w kwestii walki dla naszej federacji .
MK: Zmienić modę w trwałą fascynację tą dyscypliną, pracować na to, aby Polska na stałe zagościła na mapie światowego MMA i oglądać jak najwięcej doskonałych pojedynków - najlepiej u nas w kraju .
MK: Tempa podobnego do tego z zeszłego roku. Wszechświat lubi tempo...
Wszystko o KSW i nie tylko - na Sporty-Walki.org ?