26 października Ubayd Haider z Fidżi zmierzył się z Chińczykiem Runqim Zhou w walce o pas IBO Asia Pacific. Starcie to zakończyło się potężnym nokautem już w pierwszej rundzie. 25-letni Haider otrzymał serię ciosów i sędzia był zmuszony przerwać walkę. Po chwili doszło do dramatycznych wydarzeń w ringu, bo pięściarz stracił przytomność.
Haider błyskawicznie został przewieziony do szpitala. Tam lekarze zdecydowali się wprowadzić go w stan śpiączki farmakologicznej i przez ponad dwa tygodnie walczyli o jego życie. Niestety, nie udało im się go uratować.
"Spoczywaj w pokoju. Byłeś wojownikiem do samego końca. Kondolencje i najgłębsze wyrazy współczucia dla jego rodziny i mieszkańców Fidżi" - napisał w mediach społecznościowych Runqi Zhou i zamieścił czarno-białe zdjęcie swojego niedawnego rywala.
"Śmierć fidżyjskiego boksera Ubayda Haidera, znanego również jako Nathan Singh, wywołała powszechne żądania pociągnięcia winnych do odpowiedzialności. Zarówno opozycja, jak i rząd uważają, że konieczne jest przeprowadzenie dogłębnego śledztwa w sprawie okoliczności towarzyszących tej tragedii" - czytamy na portalu X na Mai TV.
Haider miał świetny bilans, bo przed tragiczną walką, wygrał dziesięć pojedynków (sześć z nich przez nokaut), a przegrał zaledwie raz. Był też posiadaczem pasów mistrza Fidżi w wadze lekkiej oraz superpiórkowej.
Haider planował zakończyć walczyć pod koniec tego roku i zostać dietetykiem. Osierocił żonę i dwójkę dzieci.
To kolejna tragedia bokserska w ostatnich dniach. Kilka dni temu w wieku 45 zmarł należący przez lata do szerokiej czołówki wagi półciężkiej Ukrainiec Wiaczesław Użelkow (30-4, 19 KO). - Wiosną tego roku u Użelkowa zdiagnozowano zakrzep w sercu, zakrzep w aorcie i gangrenę w nodze. Pod koniec kwietnia przeszedł operację serca, w wyniku której otrzymał II stopień niepełnosprawności - pisał Bokser.org.