"Niewykluczone, że Życiński po prostu cieszył się, że przetrwał bez nokdaunów walkę z byłym mistrzem świata, aczkolwiek po werdykcie sprawiał wrażenie, jakby był niezadowolony z werdykt" - pisał Jakub Seweryn ze Sport.pl. - Jestem dziadkiem, walczę w Fame - to mi pozostało. Wielkie dziękuję, bardzo się cieszę - stwierdził z kolei po zwycięstwie Adamek. Po zakończonym starciu Życiński przekonywał za to, że werdykt był niesłuszny.
- Ten twój mistrz to tu... głowa. On butelki szukał? Butelki szukałeś, tym tam? Sędzia trzy razy mu zwracał uwagę, że za nisko głowa - zaznaczał Życiński. I nie chciał brać pod uwagę głosów, że przegrał w tym pojedynku. - A on czym wygrał? Tym, że był trzeźwy pierwszy raz? Tylko żebyś go nie wypuścił pijanego do samolotu znowu - przekazał.
Niedługo potem do mediów wyszedł również Tomasz Adamek, który odpowiedział na słowa rywala. - Mati Borek dobrze powiedział: ten człowiek jest chory psychicznie. I tak miał szczęście, że się nie otworzył. Ale będą go jutro bolały doły, dostał też koło ucha cios, a ja przecież nie biję słabo. Swoje odczuje. Nie chciał walczyć, to dlatego było widowisko jednostronne. Przykro, bo nie walczę dla siebie, tylko walczę dla kibiców. Nie chciał się bić, a teraz krzyczy.... - oznajmił dla kanału Koloseum.
47-latek uważa, że mimo porażki, Życiński nie nauczył się pokory, gdyż przyjąć zbyt mało ciosów. - Byłyby jeszcze dwie, trzy rundy, to pewnie by nie wytrzymał - wyjaśnił. I na koniec odniósł się do medialnych przytyków, którymi "Don Kasjo" próbował go wyprowadzić z równowagi.
- On nie szanuje nikogo. Ale musi pamiętać, że nie będzie szanowany w Polsce. Jakby nie było, szacunek się należy. Do byłych mistrzów nigdy nie powiedziałbym nic złego, nie wyciągałbym ich prywatnych tematów. Czy jakieś auto, pijany... co on wygaduje? - stwierdził.
Życiński ujawnił niedawno, że Adamek za ten pojedynek zarobił ok. miliona złotych. I choć jego kontrakt dobiegł końca, to były mistrz świata nie wyklucza, że będzie kontynuował karierę w Fame. - Wszystko zależy od dutków - zaśmiał się na koniec.