Maciej Sulęcki w nocy z soboty na niedzielę stoczył najważniejszą od pięciu lat walkę, kiedy to w 2019 r. przegrał starcie o pas mistrza świata w wadze średniej z Demetriusem Andrade. Od tamtego czasu pozostawał niepokonany i liczył, że ponownie uda mu się dostać szansę pojedynku o mistrzostwo. Swoje umiejętności musiał jednak potwierdzić w konfrontacji ze wschodzącą gwiazdą amerykańskiego boksu Diego Pacheco. Polak nie był w niej faworytem i szybko przekonaliśmy się dlaczego.
Zaledwie 23-letni Pacheco na zawodowych ringach pozostaje niepokonany. Wygrał 22 walki, w tym 18 przez nokaut. Do tego zajmuje pierwsze miejsce w rankingu WBO wagi super średniej. Na gali w Los Angeles pokazał, że nie jest to dziełem przypadku. Co prawda pierwsza runda była całkiem obiecująca w wykonaniu Sulęckiego, ale im dłużej trwał pojedynek, tym bardziej zarysowywała się przewaga Amerykanina meksykańskiego pochodzenia.
Najpierw minimalną przewagę miał 35-latek. Walczył bardzo aktywnie, na co rywal odpowiadał przede wszystkim lewym prostym. Pod koniec pierwszej rundy Sulęcki posłał jeszcze znakomity prawy sierp. Później pojedynek stawał się coraz bardziej wyrównany, aż w końcu Pacheco zaczął umiejętnie wykorzystywać przewagę wzrostu. Idealnie wyczuwał dystans i konsekwentnie punktował.
Poważne kłopoty naszego pięściarza rozpoczęły się jednak w piątej rundzie. Wtedy to Pacheco trafił go przy liniach potężnym prawym sierpowym. Sulęcki mocno się zachwiał, a rywal zasypał go całą serią ciosów. Na szczęście Polak zdołał to przetrwać, ale nie zwiastowało to niczego dobrego. W szóstej rundzie było już po wszystkim. Pacheco zaserwował lewy hak pod prawy łokieć i potężnie trafił go w wątrobę.
Sulęcki momentalnie zrobił kilka kroków do tyłu i padł na matę. Długo zwijał się z bólu, a sędzia rozpoczął liczenie. Nie było wątpliwości. Nokaut. Szybko okazało się, że pięściarz nie jest w stanie kontynuować walki i w smutnych dla nas okolicznościach dobiegła ona końca.