Max Holloway (26-7) trafił do UFC w 2012 roku, gdy miał wówczas zaledwie 20 lat i cztery zawodowe pojedynki na koncie. Choć w debiucie poległ z Dustinem Poirierem (30-8), a potem jeszcze m.in. z Conorem McGregorem (22-6), to i tak stał się legendą największej organizacji na świecie. Przez cztery lata (2014-2018) zbudował serię 13 zwycięstw z rzędu, a po drodze zdobył pas mistrza kategorii piórkowej. Pod koniec 2019 roku niespodziewanie przegrał z Alexandrem Volkanovskim (26-4) i jest to do tej pory jego jedyny pogromca w tej dywizji. Australijczyk pokonał jednak rywala trzykrotnie i niejako "skruszył jego pomnik".
Po dwóch zwycięstwach z rzędu Holloway postanowił ponownie "wyskoczyć" do kategorii lekkiej. Po raz ostatni zawalczył w niej w 2019 roku, kiedy w starciu o tymczasowy pas poległ w rewanżu z Dustinem Poirierem.
Podczas gali UFC 300 jego rywalem w walce o pas BMF, czyli "największego sku***syna" był Justin Gaethje (25-5). Od samego początku 32-latek prezentował się wyśmienicie, gdyż jego ciosy skutecznie trafiały w twarz rywala. Ten próbował rewanżować się firmowymi low kickami, ale tego dnia wyraźnie brakowało mu mocy. Pod koniec rundy niemalże wylądował na deskach, gdy nadział się na obrotówkę Hollowaya.
Im dłużej trwała walka, tym Hawajczyk zaznaczał przewagę w klatce. Składnie trafiał kombinacjami, a ponadto unikał obszernych uderzeń rywala. Nie było jednak tak widowiskowo jak na początku, gdyż obaj częściej stosowali przyruchy, aniżeli ruszali z atakami. Holloway dobrze pracował również ciosami na korpus, które widocznie odbierały energię Justinowi. Choć prowadził na punkty, to pod koniec czwartej rundy pierwszy raz w karierze wylądował na deskach.
Ostatnia odsłona to już popis obu zawodników. Holloway próbował dystansować rywala kopnięciami na korpus, ale ten, jak to ma w zwyczaju, cały czas napierał do przodu. Tym samym doszło do agresywnej wymiany, a po jednym z ciosów były mistrz kategorii piórkowej naruszył Amerykanina i walka przeniosła się pod siatkę. Tempo nieco uspokoiło się, ale tylko na moment, ponieważ Hawajczyk znów zaczął trafiać w solidnie obitą już twarz 35-latka.
Mimo że pewnie prowadził na kartach punktowych, to na 10 sekund przed końcem zaprosił go na środek klatki i dam zaczęła się prawdziwa wojna. Ostatecznie, równo z gongiem, Gaethje brutalnie znokautowany padł na deski i stracił zatem pas BMF.
Tuż po zakończeniu tego pojedynku Holloway nie krył radości, gdyż po zwycięstwie zdawał sobie sprawę z tego, że zarobił gigantyczne pieniądze. Szef UFC Dana White podwyższył przecież na tej gali bonusy z 50 tys. na 300 tys. dolarów. Jak się okazało, nowy BMF zgarnął... 600 tys. dolarów za "walkę wieczoru" oraz "występ wieczoru".
- Muszę to powiedzieć: jestem nim (największym sku***synem - red.) - wykrzyczał. Błyskawicznie po tym wyzwał do pojedynku mistrza kategorii piórkowej Ilię Topurię (15-0), który sensacyjnie znokautował w lutym Alexandra Volkanovskiego. - Nie uciekaj, idę po ciebie. Podpisz kontrakt. Możemy walczyć w Hiszpanii lub gdziekolwiek chcesz - oznajmił.
Na dodatek rzucił też wyzwanie mistrzowi kategorii lekkiej Islamowi Machaczewowi (25-1). - Dajcie mu wszystko. Bonus, Topurię, Volkanovskiego - wszystko, bo na to zasługuje - podsumował komentujący wydarzenie Joe Rogan.