Mariusz Wach to jeden z najlepszych pięściarzy wagi ciężkiej w Polsce. Rozpoczął karierę w 2005 roku, a siedem lat później jego rekord wynosił 27-0. W listopadzie 2012 roku otrzymał szansę walki o pas mistrza organizacji IBF, WBA i WBO z Władimirem Kliczko, ale przegrał przez decyzję sędziowską. Od tamtej pory przeplatał zwycięstwa z porażkami, dlatego postanowił spróbować sił w innej formule walki.
W sobotę 13 stycznia w Kopalni Soli w Wieliczce odbyła się pierwsza edycja gali Strike King. Głównymi bohaterami tego wydarzenia byli współorganizator Tomasz Sarara, byli zawodnicy KSW Łukasz Rajewski i Gracjan Szadziński i właśnie Wach, który zadebiutował w formule K-1.
Pojedynek z Bartoszem Słodkowskim nie zaczął się jednak po jego myśli, ponieważ po pierwszym kopnięciu rywala wylądował na deskach. Potem kontrolował już jednak wydarzenia w ringu, a pod koniec odsłony był nawet bliski znokautowania Słodkowskiego. I choć nie udało się tego dokonać w pierwszej rundzie, to już w drugiej osiągnął cel.
Po jego ciosach pięściami rywal "schował się" za podwójną gardą i cofnął się na liny. Napierający Wach wyprowadził wówczas dwa kolana, po których Słodkowski nie był w stanie kontynuować pojedynku. - To było dla mnie wielkie wyróżnienie. Dalej bardziej boję się żony niż Mariusza Wacha - powiedział przegrany po zakończeniu starcia.
A jak walkę ocenił Mariusz Wach? - Nie myślałem, że te kopnięcie aż tak bolą. To był szok. Jak widziałem, że chce kopać, to na mojej twarzy już zapewne malował się grymas bólu - powiedział w rozmowie z Jakubem Kuligiem.
Wach po raz ostatni stoczył pojedynek pięściarski w październiku 2023, kiedy na gali w Nowym Sączu pokonał Michała Boloza. Teraz czeka go również bardzo duże wyzwanie, ponieważ będzie jednym z głównych sparingpartnerów Ołeksandra Usyka do walki z Tysonem Furym, która odbędzie się 17 lutego.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!