Arkadiusz Wrzosek był jednym z czołowych kickbokserów świata, ale dziś szuka wyzwań i dużych pieniędzy w MMA. Półtora roku temu zadebiutował w KSW, gdy na Torwarze efektownie znokautował Tomasza Sararę, także kickboksera. W lutym 2023 r. po raz drugi wszedł do klatki i znowu dał popis, pokonując Tomasa Moznego, który też wywodzi się z K1.
Wiosną ubiegłego roku na gali Colosseum II na Stadionie Narodowym jego rywalem był Bogdan Stoica, kolejny stójkowicz, który w walkach K1 słynął z widowiskowego stylu. Wrzosek błyskawicznie poradził sobie z rywalem. Pojawiły się jednak głosy, że KSW powinno jednak podnieść poprzeczkę, jeśli chodzi o przeciwników Arka.
- Nie chcę, żeby ludzie mówili, że jestem prowadzony za rączkę przez KSW. Chcę wyzwań - deklaruje 32-latek. I takim wyzwaniem miał być Artur Szpilka (3-0), który ostatnio pokonał Mariusza Pudzianowskiego, ale były pięściarz leczy kontuzjowane plecy, więc ich walkę znowu odwołano.
Już 20 stycznia Wrzosek stanie przed najprawdopodobniej najtrudniejszym wyzwaniem w karierze podczas XTB KSW 90 w Warszawie. Warszawianin zmierzy się z mistrzem chorwackiej organizacji FNC, Ivanem Vitasoviciem.
Do starcia przygotowywał się, jak zwykle, w Holandii. W połowie grudnia w Bredzie doszło do wstrząsającego incydentu. Samochód, w którym siedział Wrzosek oraz Marek Samociuk (także zawodnik KSW) został ostrzelany.
"Dziękuję za troskę. Uspokajam, ja i Marek jesteśmy cali. Całą sytuację opisywaną przez media traktuję jako przypadek i nieporozumienie. Dementuję plotki o zamachu na moje życie. Nie będę w tej sprawie udzielał żadnych wypowiedzi i komentarzy" - skomentował Wrzosek na gorąco całą sprawę. Teraz znowu do niej wrócił.
Wrzosek w rozmowie z portalem InTheCage.pl opowiedział o kulisach nieprzyjemnej sytuacji.
- Nie robiąc z siebie jakiegoś bandziora, nie było tych chwil grozy. Na początku śmialiśmy się z tego, bo nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi sytuacji. Niecodziennie ktoś do Ciebie strzela. W swoim życiu miałem taką sytuację po raz pierwszy - powiedział Wrzosek.
- Nie doszło to do nas szczególnie. Na początku były żarty, a miny nam zrzedły po paru godzinach, gdy zobaczyliśmy, jak wygląda ten samochód. Ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - dodał.