Kołecki nie wytrzymał. Przekroczyli granicę. "Gdzie jest policja, gdzie są służby?"

Krzysztof Smajek
- Wolałbym nigdy nie zderzyć się z taką propozycją, bo nie wiem, jakbym się zachował. Mówię, że to mi się nie podoba, ale jeśli ktoś przyjdzie i przedstawi propozycję nie do odrzucenia, to sprawi mi ogromny problem i wielką przykrość, bo będę się musiał zastanawiać, czy odrzucić ogromne pieniądze, czy odrzucić ideały - tak Szymon Kołecki mówi o potencjalnej propozycji walki we freak fightach.

Szymon Kołecki to utytułowany polski sztangista, srebrny i złoty medalista olimpijski. W 2017 roku zadebiutował jako zawodnik MMA. Stoczył 11 walk - 10 wygrał, jedną przegrał. Ostatnio walczył w KSW, w tej federacji wygrał między innymi z Damianem Janikowskim i Mariuszem Pudzianowskim. Jego przygodę z MMA zahamowała kontuzja, której doznał w 2021 r. 

Zobacz wideo

Krzysztof Smajek: Ostatnią walkę stoczyłeś w lipcu 2021 r. Później była kontuzja, operacja i tak zleciały ponad dwa lata. Wrócisz jeszcze do MMA?

Szymon Kołecki: Gdybyś spytał mnie o to pięć miesięcy temu, to dałbym sobie 15 procent szans na powrót. Teraz szansę oceniam na 50 proc. Ciągnie mnie do sportu, bo gdy mam wyznaczony cel w postaci walki, mam inny tryb życia. Gdy trenuję dla przyjemności, to nie jest to samo. Chciałbym pozostać jeszcze trochę w reżimie treningowym.

W momencie, w którym dawałeś sobie te 15 proc. szans na powrót, byłeś gotowy na zakończenie kariery? Na definitywny rozbrat z MMA?

Gdy zacząłem trenować MMA, to zdawałem sobie sprawę, że jeśli doznam poważnej kontuzji, to prawdopodobnie będzie to koniec mojej przygody ze sportem. Dlatego dopuszczałem i cały czas dopuszczam taką możliwość. Nie jest to dla mnie problem i nie sprawia mi to bólu. Gdybym nie mógł już walczyć, byłoby mi przykro, ale wyznaczyłbym sobie jakiś inny zwariowany cel. Znam już to uczucie, gdy kończy się karierę, przeżyłem to jako sztangista. Wtedy było to dla mnie dosyć dramatyczne przeżycie - w wieku 27 lat miałem nieudaną operację, później było kilka operacji poprawkowych i zamiast dźwigać ciężary, musiałem się z nimi rozstać.

Jeśli chodzi o MMA, to nie jest kariera, tylko przygoda. Zakończenie tej przygody nie będzie tak smutnym doznaniem, jak zakończenie kariery w podnoszeniu ciężarów. Moje zdrowie może na to nie wskazuje, ale mentalnie czuję się gotowy do ciężkich treningów.

Jesteś w stanie doliczyć się wszystkich operacji, które przeszedłeś w trakcie kariery?

To była 15. operacja, a 12 z nich dotyczyło kolan. Od ostatniej bardzo poważnej operacji osteotomii podkolanowej minęło 15 miesięcy. Ale jeśli chodzi o ból pooperacyjny, to teraz było najgorzej. Przez trzy tygodnie bardzo bolała mnie noga. Bardzo mało spałem. Zasypiałem może na dwie-trzy godziny i się budziłem. Musiałem rozluźniać powięzi na łydce i piszczeli. Pod skórą zbierał się płyn i robiły się stany zapalne. W sumie przez siedem tygodni leżałem w bezruchu w łóżku. Tylko rano i wieczorem wstawałem, żeby umyć zęby. To było bardzo trudne. Przez trzy godziny się przygotowywałem, żeby wstać z łóżka.

Później zacząłem się rehabilitować i to też był trudny etap. Od dwóch miesięcy trochę intensywniej obciążam nogę i wykonuję rzeczy, które mają mnie doprowadzić do zbliżenia się do pełnej sprawności. Boksuję na worku, mogę też robić parter, ale nie trenuję zapasów, bo nie mam stabilności w kolanie.

W jakim momencie przygody z MMA byłeś, gdy doznałeś kontuzji?

To był bardzo trudny do określenia etap. Na pewno czułem zmęczenie MMA, bo przez pięć lat praktycznie dzień w dzień ciężko trenowałem. Dwa miesiące przed kontuzją pojechałem po raz pierwszy od pięciu lat na wakacje. Po powrocie nie za bardzo wiedziałem, w jakim kierunku iść, bo organizm już zaczął się buntować. Bolało mnie kolano i było też trochę innych, ogólnych boleści. Wydaje mi się, że powoli wypalała się też motywacja. Wygrałem w KSW walki z zawodnikami, z którymi nawet nie marzyłem, że w ogóle kiedyś zawalczę. Stwierdziłem, że jak dostanę propozycję jednej czy dwóch fajnych walk, to jeszcze spróbuję. Ale nie byłem do końca przekonany.

I przyszła propozycja walki z Tomaszem Narkunem o pas KSW.

Od razu ją odrzuciłem, bo nie byłem przygotowany fizycznie. Tydzień później strzeliło mi kolano: pękła łąkotka, były uszkodzenia chrząstki w stawie kolanowym i niezbędna była operacja.

Po odrzuceniu walki z Narkunem rozwiązałeś kontrakt z KSW. W jakiej atmosferze?

Rozwiązaliśmy kontrakt za porozumieniem stron. Rozstanie może nie było w najlepszej atmosferze, bo odmówiłem walki z Tomkiem, ale ewidentnie byłem nieprzygotowany i obolały. Jak się okazało, byłem w przeddzień poważnej kontuzji. Nie było to miłe rozstanie, ale nie było też żadnych napięć.

Czyli w każdym momencie możesz wrócić do KSW?

Kiedyś Martin Lewandowski poprosił mnie, żebym dał mu znać, jak będę w stanie trenować i będę chciał walczyć. To było z półtora roku temu. Obiecałem mu, że jak będę w stanie walczyć, to na pewno porozmawiamy.

Czyli niebawem musicie się zdzwonić?

Myślę, że do marca nic się nie zmieni w mojej sytuacji. Przy optymistycznym scenariuszu to wtedy najwcześniej będę mógł poczuć, że jestem w stanie zawalczyć. Wtedy też będę mógł określić, na jakim to będzie poziomie sportowym. Już w dzisiejszej dyspozycji mógłbym walczyć z wieloma zawodnikami z różnych federacji, ale wstrzymuję się z decyzją o powrocie, bo chcę wrócić na najwyższy poziom sportowy. To jest moim marzeniem.

I to właśnie kontuzja sprawiła, że wróciła mi motywacja. Leżałem w łóżku, oglądałem gale MMA i zacząłem marzyć o powrocie do klatki. Być może potrzebna była mi ta przerwa, bo przed kontuzją brakowało mi już pełnej determinacji.

Co sądzisz o rozwoju federacji freakowych w Polsce?

Generalnie nie obserwuję tych wydarzeń. Kiedy powstało Fame MMA, to obejrzałem ze dwie-trzy gale. Gal innych federacji raczej nie oglądałem. Gdy freak fighty były nowością, moje dzieci przychodziły do mnie z prośbą, żeby wykupić im transmisje, bo walczyli tam jacyś ludzie z internetu. Ale przestałem to śledzić od momentu, w którym właściciele federacji zaczęli pobudzać zakontraktowanych tam ludzi do tego, żeby robili zamieszanie poprzez kłótnie i obrażanie się. Zachęcali ich nie tylko słownie, lecz także gratyfikacjami finansowymi. Kto narobił najwięcej hałasu w mediach, ten dostawał premię.

Nie podoba mi się podkręcanie ludzi do tego, żeby kłócili się z kimś, wyzywali i grozili sobie. Niektórych nie trzeba do tego zachęcać, bo mają to w naturze. Taką osobą jest Marcin Najman, którego zawsze uważałem go za pozytywnego freaka. Oczywiście denerwowałem się na niektóre jego wypowiedzi, ale to, co robił, było śmieszne. Teraz jednak granice są przekraczane. Zastanawia mnie, dlaczego państwo polskie śpi. Ludzie się tam obrażają, grożą sobie, jeden na drugiego napada, biją się podczas wywiadów. To są straszne rzeczy i zastanawiam się, gdzie jest państwo? Gdzie jest policja, gdzie jest prokurator, gdzie są służby, które powinny to kontrolować?

Chcę podkreślić, że nie mam nic przeciwko walkom freaków w klatce. Osoby, które walczą, wykazują się dużym charakterem, to nie jest łatwa sprawa. Nie mam z tym problemu. Dla mnie problemem jest wszystko to, co dzieje się dookoła.

Jesteś zaskoczony tym, że aż tylu sportowców i byłych sportowców walczy na galach freakowych? Niedawno kontrakt z Fame MMA podpisał Tomasz Adamek. W Clout MMA walczyli byli reprezentanci Polski w piłce nożnej, siatkówce, lekkoatletyce.

Sportowcy, byli sportowcy i ogólnie ludzie szanowani swoimi nazwiskami, swoją historią autoryzują tego typu wydarzenia i muszą sobie z tego zdawać sprawę. Nie krytykuję sportowców, którzy tam walczą. Oprócz tego, że autoryzują to wydarzenie, to w jakiś sposób też je cywilizują sportowo.

Tomek Adamek jest moim kolegą od wielu, wielu lat i przyznam, że akurat mnie zaskoczył. Jeśli za walkę dostał mniej niż dwa miliony złotych, to uważam, że jest to nieodpowiednie miejsce dla niego za nieodpowiednie pieniądze. Jeśli dostał takie lub większe pieniądze za walkę, to absolutnie go rozumiem.

Jedno jest pewne, Tomek nie będzie się tam z nikim sztucznie kłócił. Jest jednym z najporządniejszych sportowców, jakich znam. Mam nadzieję, że będzie przykładem dla wielu i że dzięki temu niektórzy zaczną się inaczej zachowywać. Mam też nadzieję, że freakowe federacje pójdą w bardziej cywilizowaną stronę, bo w takim wydaniu, jak teraz, jest to nieakceptowalne.

Wiele osób nie rozumie decyzji Adamka. Zastanawiają się, po co zawodnikowi z takim dorobkiem walki we freakach.

Zawsze powtarzam, że jest pewna cena, powyżej której każdy może zacząć się zastanawiać nad ofertą z organizacji freakowej. Nawet najbardziej krytykujący też taką cenę mają.

Wolałbym nigdy nie zderzyć się z taką propozycją, bo nie wiem, jakbym się zachował. Mówię, że to mi się nie podoba, ale jeśli ktoś przyjdzie i przedstawi propozycję nie do odrzucenia, to sprawi mi ogromny problem i wielką przykrość, bo będę się musiał zastanawiać czy odrzucić ogromne pieniądze, czy odrzucić ideały. Jakiego wyboru bym nie dokonał, to będzie przykry wybór. Mam nadzieję, że do czegoś takiego nie dojdzie.

Czyli jeszcze nie odebrałeś telefonu od przedstawiciela federacji freakowej?

Było kilka takich telefonów, ostatni z pięć-sześć miesięcy temu. Osobie, która do mnie dzwoniła, powiedziałem, że jeśli nie mają cywilizowanej formuły, w której mógłbym się odnaleźć i jeżeli dalej planują w taki sposób promować konferencje i gale, to lepiej będzie, żeby oszczędzili sobie i mi czas i do mnie nie dzwonili. Po tej rozmowie nikt już nie zadzwonił.

Więcej o: