- Tylko głupi nie zmienia zdania - mówił w ostatnich dniach Maciej "Striczu" Sulęcki, który w przeszłości krytykował i zarzekał się, że nie zawalczy na freak fightowych galach. To było duże wydarzenie, bo takiego pięściarza w organizacji Fame MMA jeszcze nie widzieliśmy. Sulęcki to były pretendent do tytułu mistrza świata federacji WBO w kategorii średniej. Nie widzieliśmy też jeszcze takiej walki, bo Sulęcki z Normanem Parke'em w sobotę mierzyli się na dystansie pięciu rund - na przemian w boksie i K-1.
- Słowa są już nieważne. Głowa jest już skoncentrowana tylko na walce. Nic innego się nie liczy - mówił w piątek "Striczu". - Show już było. Wchodzimy i się bijemy - dodawał Parke, który dobrze już zna ten świat, od kilku lat jest freak fighterem, dodatkowo również ze sportową przeszłością - w KSW czy UFC, czyli zawodowych i topowych organizacjach mieszanych sztuk walki.
To była kolejna walka zawodowców na sobotniej gali Fame MMA Reborn. I kolejna, która nie zawiodła swoim poziomem. Zaczęło się od boksu, czyli od formuły promującej Sulęckiego, który od razu ruszył do przodu. Trafiał, ale Parke dobrze blokował te ciosy za podwójną gardą.
- Norman dobrze wie, co robi. Na pewno będzie to próbował nadrobić, kiedy dojdą kopnięcia - mówili komentatorzy przed drugą rundą, którą Parke zaczął od kilku niskich kopnięć, a później dołożył do tego też uderzenia nogą na korpus. "Striczu" je przyjmował, ale też od razu kontrował ciosami.
- Coś tu wisi w powietrzu - przewidywali komentatorzy w połowie drugiej rundy. A później zaczęła się trzecia - znowu w boksie - kiedy znowu przewagę miał Sulęcki, choć Parke w tej rundzie też starał się być aktywny - wchodził w pięściarskie wymiany i momentami też przejmował inicjatywę.
Podobnie było w czwartej rundzie, kiedy walka znowu wróciła do formuły K-1. Parke starał się wyprowadzać w niej nie tylko niskie, ale też wysokie kopnięcia. Pojawiły się też pierwsze gwizdy, bo choć walka taktycznie i technicznie stała na wysokim poziomie, to widać było, że obu zawodnikom już powoli zaczyna brakować sił. Ciosy były coraz bardziej niecelne i nieczyste - Sulęcki w pewnym momencie przypadkowo włożył rywalowi palec w oko.
Parke miał pretensje do sędziego, domagał się odjęcia Sulęckiemu punktu. Sędzia Piotr Jarosz obejrzał jeszcze tę akcję na powtórce, ale nie ukarał dodatkowo Sulęckiego. By wyłonić zwycięzcę, potrzebna była piąta runda. A po niej decyzja sędziów, którzy orzekli niejednogłośnie, że walkę wygrał Parke.