Po zeszłorocznej porażce o pas WBO z Lawrence’em Okoliem Michał Cieślak powrócił na ścieżkę zwycięstw. Najpierw pokonał Enrico Koellinga, a następnie odprawił Krzysztofa Twardowskiego i zdobył pas mistrza Polski w wadze junior ciężkiej. Niespełna siedem miesięcy temu znokautował za to Francuza Dylana Bregeona, po czym mógł świętować mistrzostwo Europy. W sobotni wieczór czekała go obrona pasa w starciu z Tommym McCarthym.
- Jest petarda, ale też nie chcę za bardzo o tym mówić. Muszę to udowodnić w ringu. Mogę powiedzieć tylko, że czuję się bardzo dobrze i jestem dobrze przygotowany (...). Spodziewam się bardzo trudnej, twardej i zaciętej walki - powiedział przed walką w rozmowie z TVP Sport Michał Cieślak.
Od samego początku obaj pięściarze ruszyli do ataku, mieszając uderzenia na głowę z tymi na korpus. Polak pracował ciosami prostymi, zwłaszcza lewą ręką, którą dystansował rywala. W połowie drugiej rundy Cieślak mocno napierał do przodu, a jeden z jego sierpowych rozbił nawet łuk brwiowy Irlandczyka. Kilkukrotnie rozpoczynając atak, zdarzyło mu się jednak nadziać na kontrę.
Nasz zawodnik zaczął spychać rywala do głębokiej defensywy, a Irlandczyk odpowiadał jedynie "luźnymi ciosami". Pod koniec trzeciej rundy zaskoczył jednak potężnym prawym sierpowym, który zaskoczył Polaka. Broniący tytułu pięściarz podkręcał tempo i widocznie próbował zamęczyć pretendenta ciągłą presją. Próbował również złamać jego obronę, zmieniając pozycję na odwrotną. Irlandczyk cały czas szukał ciosów na korpus, a w piątej rundzie "zagonił" nawet naszego zawodnika pod liny.
I choć w szóstej odsłonie celnych ataków było nieco mniej, to w siódmej Polak zdecydowanie ruszył do przodu i zasypał rywala gradem ciosów, po których ten padł na deski. McCarthy powrócił na nogi, ale tylko na chwilę, ponieważ jego narożnik, widząc kolejne bezlitosne ciosy Cieślaka, zdecydował się rzucić ręcznik i oszczędzić swojego zawodnika. "Instynkt kilera. Jak trafi, to jak w imadle kręci, aż zniszczy przeciwnika. Rozbił jego obronę, pewność siebie, a potem postawił w swoim radomskim stylu kropkę nad i" - relacjonował komentator.
Podczas tego wydarzenia kolejne zwycięstwa w karierze odnotowali Kamil Szeremeta oraz Kamil Bednarek. Dodatkowo Krzysztof "Diablo" Włodarczyk po raz pierwszy od 2008 roku znokautował rywala w pierwszej rundzie, na co potrzebował zaledwie 84 sekund. - Może lepiej nawet, że nie trafił go lewym sierpowym, bo mogłoby być jeszcze gorzej - stwierdził komentujący galę Janusz Pindera.