- Ale ja chcę walczyć - wkładał ochraniacz na szczękę Paweł Jóźwiak, ale chwilę wcześniej kręcił głową i pokazał, że nie chce wychodzić do trzeciej rundy. I nie wyszedł, to był koniec. Sędzia Piotr Jarosz po dwóch krwawych i nieczystych rundach ogłosił, że walkę w rzymskiej klatce na koniec gali Fame MMA 17 wygrał współwłaściciel federacji Michał "Boxdel" Baron.
Od tamtego pojedynku minęło prawie osiem miesięcy. Już wtedy "Boxdel" i Jóźwiak zapowiadali, że będzie rewanż. Pierwotnie miał odbyć się w sportowej federacji FEN zarządzanej przez Jóźwiaka, ale ostatecznie skończyło się znowu na gali organizowanej przez właścicieli Fame MMA.
Już nie w MMA, a w formule K-1, czyli w stójce, bez obalania i zapasów. I z imponującą przemianą "Boxdela", który w ciągu kilku miesięcy zgubił kilkanaście kilogramów - nabrał zdecydowanie bardziej sportowej sylwetki. - To ja go do tego zmotywowałem - dodawał sobie Jóźwiak i zapowiadał, że w piątek w Szczecinie - jak nazwał: stolicy polskiego MMA - zamierza zmazać plamę z poprzedniej walki.
- Zobaczcie, jaki on jest skupiony - zwracali uwagę komentatorzy, kiedy "Boxdel" - już po Jóźwiaku - pojawił się w klatce. Ale za chwilę zaczęła się walka, a w niej skupiony, a na pewno celniejszy i szybszy był Jóźwiak. Już po 11 sekundach trafił prawym "Boxdela", który padł na deski. Po chwili wstał, ale widać było, że odczuł ten cios. To Jóźwiak miał przewagę. Też w zasięgu ramion, z czego w piątek wieczorem umiejętnie korzystał.
Ale "Boxdel" też walczył dzielnie. Umiejętnie okopywał szczególnie lewą nogę Jóźwiaka, a w drugiej minucie zaczął do tego dokładać ciosy. I przejmować inicjatywę. - To chyba będzie początek końca - zastanawiali się komentatorzy chwilę po tym, jak Jóźwiak został wyliczony do ośmiu. Gdy już wydawało się, że dotrwa do końca drugiej rundy, w ostatniej sekundzie "Boxdel" trafił znowu. Jóźwiak już nie wstał. Długo leżał w klatce, gdzie udzielano mu pomocy medycznej.