Już przed walką były łzy i oskarżenia. Zadora jeszcze kilkanaście miesięcy temu był trenerem Kwiecińskiego. Obaj zakończyli jednak współpracę w atmosferze wzajemnego żalu i pretensji. Zadora zarzucił Kwiecińskiemu, że przed walką z Denisem Załęckim na gali High Legue 2 przyszedł "wczorajszy" na trening i że ta sytuacja zdarzyła się nie pierwszy raz.
Kwieciński w ostatnich dniach wiele razy zaprzeczał, że wtedy imprezował, ale też nie ukrywał, że piątkowa walka to będzie dla niego duże wyzwanie. Obaj wywodzą się z kickboxingu, ale to Zadora jest byłym mistrzem świata, a także mistrzem K-1 w federacjach ISKA, FEN czy DSF. W piątek mierzył się jednak nie w swojej płaszczyźnie, bo w MMA. I przewidywał, że Kwieciński na pewno będzie próbował go obalić i sprowadzić walkę do parteru, bo tam będzie miał z nim większe szanse.
- Mam nadzieję, że znowu dam walkę wieczoru i że nacieszymy wasze oczy - mówił Kwieciński, który praktycznie od razu ruszył po obalenie. Skutecznie, bo już po niespełna minucie miał Zadorę w parterze. Gdy wydawało się, że uda mu się podnieść walkę do stójki, Kwieciński spróbował znowu. Tym razem tzw. gilotyny, po której sędzia Zadora odklepał, a sędzia przerwał walkę. - Co to jest za historia - nie dowierzali w to poddanie komentatorzy piątkowej gali.
Nie dowierzał też Kwieciński, który od razu - ze łzami w oczach - wskoczył na klatkę, a później przybił piątkę z Zadorą. - Ta walka kosztowała mnie bardzo dużo emocji, bo z tym sukinsynem naprawdę dużo mnie łączyło - powiedział po walce zwycięski Kwieciński. - No cóż, taki jest sport. Wyszedłem poza swoją strefę komfortu. Wielki szacunek dla Alana - dodał po chwili Zadora.