• Link został skopiowany

Szef FAME MMA mówi nam, ile sprzedaje PPV na galę. Nie do wiary. "Rekordowy rok"

Antoni Partum
- Mamy dokładne dane, które wskazują, że zdecydowanie największy odsetek naszych widzów to osoby dorosłe. Po drugie, to rodzina i szkoła są odpowiedzialne za kształtowanie postaw młodych ludzi. Fame to produkt rozrywkowy dla osób powyżej 16. roku życia - mówi Michał "Boxdel" Baron, współwłaściciel freakowej federacji Fame MMA, który sam szykuje się do walki i jest otwarty na hitowy pojedynek z "Ferrarim".
Michał 'Boxdel' Baron
screen YT/Aferki

Antoni Partum: Pamiętasz swój pierwszy obejrzany freak fight?

Michał "Boxdel" Baron: - Tak, to było starcie Mariusza Pudzianowskiego z Marcinem Najmanem. I ta walka była zarazem jedną z inspiracji do stworzenia Fame MMA.

Zgodzisz się z twierdzeniem, że to KSW zapoczątkowało modę na freaki?

- Nie za bardzo, bo jedno zestawienie, czy dwa, to za mało, by mówić o pewnego rodzaju identyfikacji freak fightowej, o której możemy mówić w kontekście Fame. 

Opowiedz coś więcej o tych inspiracjach.

- Pomysłodawcami Fame jesteśmy ja i Wojtek Gola. Taką iskierką, którą rozpaliła w nas żar, był fakt, że wyzwał mnie na pojedynek Jakub "Guzik" Szymański. W 2015 roku byłem pierwszym twórcą internetowym, który na Facebooku ogłosił, że chciałby przeprowadzić transmisję na żywo z walki youtuberów. No i przekuliśmy to w projekt federacji.

Zobacz wideo Ogromna metamorfoza w świecie freaków. "Wierzę w drugą szansę dla człowieka"

Gdzie wtedy widziałeś sufit federacji?

- Tu trudny temat. Myślę, że wciąż jest wiele gwiazd, które możemy ściągnąć. Możemy zrobić także ekspansje na inne kraje albo łączyć się z zagranicznymi federacjami. Uważam, że sky is the limit. 

No i pewnie marzy ci się gala na Narodowym.

- No jasne! Takie jest marzenie moje i reszty współwłaścicieli. I spokojnie możemy zrealizować ten plan, bo Narodowy, rządzi się własnymi prawami. Sam fakt, że odbędzie się tam jakaś impreza, sprawia, że niektórzy ludzie chcą tam po prostu pójść.

W styczniu ogłosiliście, że wszelkie zachowania popularyzujące zjawiska znane opinii publicznej jako "gangsterskie" będą u was surowo karane. Przygotowaliście jasne wytyczne dla zawodników, które zakazywały używania zwrotów m.in. takich jak "konfident", czy "sześćdziesiątka". Skąd taki pomysł?

- Żargon więzienny zaczął być coraz bardziej popularny, a korzystali z niego ci, którzy nie mają z takim światem nic wspólnego. No i później małolaty boją się pójść do pedagoga, by powiedzieć, że zostały pobite, bo obawiają się, że zostaną nazwane konfidentami. My nie mamy nic wspólnego z półświatkiem.

Rażą cię określenia jak "konfident", czy "sześćdziesiątka", a nie rażą ciągłe wulgarne wyzwiska czy tzw. plaskacze podczas konferencji prasowych?

- No dobra, skoro jesteś dziennikarzem Sport.pl, to pewnie znasz Conora McGregora. I co? Irlandczyk ciebie już nie drażni, że tak robi? Przecież to jest ten sam vibe. On szedł dużo dalej niż sam trash-talk. Nasi zawodnicy przy nim to niewinne dzieciaczki.

Ale chodzi o proporcje. Na jednego McGregora przypada dziesięciu spokojnych zawodników, u was te proporcje są odwrócone. 

- No to wymień zadymiarzy z wrześniowej gali.

Kilku jest: Natan Macroń, Piotr Szeliga, Amadeusz "Ferrari" Roślik czy Arkadiusz Tańcula. Nawet ostatnio prowadziłeś program, w którym ci dwaj ostatni się zaczęli wyzywać i rzuciłeś pod nosem "Jezu, dlaczego to zawsze musi być takie popier***e".

- Arek Tańcula? Nie zgodzę. Sam nigdy nie prowokuje większych spin. Zatem wymieniłeś trzech zawodników na 20 walczących. Sam widzisz te proporcje. Jeśli chodzi o sytuację z programu, o której mówisz to przepychanka między "Ferrarim" a Tańculą trwała pół minuty, a reszta programu, który trwał ponad dwie godziny, była spokojna.

Nie męczą cię czasem te "dymy"?

- To jest męczące, ale też zależy, o kim mówimy. Gdy "Ferrari" spiął się z Tańculą, to mnie to nie ruszyło. Jednak, gdy siedziałem obok Szeligi na Cage'u i ciągle ktoś dzwonił, i go cisnął, to czułem ciężką aurę. Oczywiście, on nawarzył sobie piwa, które musi teraz wypić. Ja nie będę teraz oceniał, czy to moralne było, czy nie. Ale niezależnie obok kogo bym siedział, kto przez dwie godziny jest przez wszystkich jechany, to robi się ciężko, słuchając tego.

[Szeliga, jeden ze zdolniejszych freak fighterów, niedawno związał się z partnerką swojego dawnego trenera Rafała Antończaka, który dwa lata temu stracił przytomność podczas walki i do dziś jest w stanie wegetatywnym - przyp. red.].

Odnośnie do zadymiarzy, to staramy się kontrolować to na konferencjach. Sam musiałem oddać część wypłaty za walkę po tym, jak uderzyłem Pawła Jóźwiaka kilka dni przed walką.

Podczas gali sprzedajecie kilkaset tysięcy subskrypcji, klientami są często młodzi ludzie. Czy czujesz jakąś odpowiedzialność za nich, że na Fame mogą zobaczyć złe wzorce?

- Sprzedajemy po około 500 tys. PPV na galę. Można szacować, że to kilkumilionowa widownia. Mamy dokładne dane, które wskazują, że zdecydowanie największy odsetek naszych widzów to osoby dorosłe. Po drugie, to rodzina i szkoła są odpowiedzialne za kształtowanie postaw młodych ludzi. Na tej zasadzie można zadać pytanie, czy filmy o gangsterach są szkodliwe. Fame to produkt rozrywkowy dla osób powyżej 16. roku życia.

Poza tym różnica między pierwszymi galami a obecnymi jest przecież wielka. Świetnie obrazuje ją choćby przemiana Marty Linkiewicz. Nie da się wszystkiego zmienić w jeden dzień. Działamy krok po kroczku. 

Adrian Polak, który stoczył siedem walk na Fame, przyznał kiedyś, że zakończył współpracę z psychologiem, bo dzięki terapii zaczął być... spokojniejszy i grzeczniejszy. Czy to oznacza, że Fame od niego wymaga, by wszczynał zadymy?

- Uwierz, że zawodnicy często zwracają się do nas z różnymi problemami i wielokrotnie polecamy skorzystanie z pomocy psychologa. Bardzo popularyzujemy taką formę dbania o zdrowie psychiczne. Robimy tzw. brief zawodnikom i prosimy ich, by zrobili show. Ale show wcale nie musi oznaczać rozpier***u. Swój własny pomysł na promocję znalazł "Daro Lew", który raczej nie jest zbyt groźny dla otoczenia. A jeszcze większą kreatywnością wykazuje się na przykład Robert Pasut, który potrafi przyciągnąć publiczność za pomocą żartów czy gagów, a nie wyzwisk. W tę stronę rozwijamy federację.

"Znakomita większość nazwisk, które mogły się pojawić, już się pojawiły. Zawodnicy podbijają ceny, bo skaczą z federacji do federacji. Jesteśmy tuż pod sufitem. Zaraz zarobki będą zbyt duże, by federacjom wciąż się to opłacało" - mówił na naszych łamach Dominik Durniat, ekspert od MMA, który komentuje freakowe gale. Zgadzasz się?

- To tylko jego opinia. Natomiast fakty są takie, że Fame ma za sobą rekordowy rok, jeśli chodzi o wszystkie kluczowe parametry popularności. Obecny również wygląda znakomicie na ten moment. Zatem dane liczbowe wskazują na wręcz odwrotną tendencję.

Twój wymarzony zawodnik, którego byś chciał zobaczyć w Fame MMA?

- Paris Platynow [Youtuber, który ma niemal 500 tysięcy subskrypcji red.]. 

Skupmy się teraz na tobie. W ciągu kilku miesięcy schudłeś kilkadziesiąt kilogramów. Skąd ta metamorfoza?

- Wchodziłem schodami na pierwsze piętro, a później sapałem przez pięć minut i miałem tego dość. Ale prawdziwym powodem było rozstanie z dziewczyną. Uznałem więc, że popracuję nad sobą i zacznę szukać nowej lubej. Trenuję znacznie więcej niż kiedyś. Naprawdę zapi***m. Od ośmiu miesięcy jestem w cugu treningowym.

 

Taka forma musi się skończyć walką. Twoja walka z "Ferrarim" rozbiłaby bank. Wyszedłbyś do takiego starcia?

- Na luzie. Jeśli się dogadamy do 93 kg, bo więcej zrzucać wagi nie będzie dla mnie sensu, to chętnie z nim zawalczę.

"Ferrari" bije strasznie chaotycznie, ale trzeba mu oddać, że ma silnego cepa. Nie bałbyś się porażki?

- Stary, nigdy się nie bałem takich starć. Wyszedłem w boksie do "Don Kasjo", który ma mega doświadczenie z boksu amatorskiego. Biłem się też z "Kubańczykiem", więc tym bardziej nie boję się "Ferrariego". Sam chętnie podjąłbym się właśnie dużego wyzwania.

To może walka w MMA z "Don Kasjo". Podejrzewam, że wstydziłby ci się odmówić. 

- Byłyby problemy, by "Don Kasjo" walczył na Fame.

Ale jeśli np. Prime, o czym się plotkuje, miałby niedługo zniknąć ze sceny freaków, to może pojawi się przestrzeń na walkę z Kasjuszem.

- Nie wiem, nie wiem. Poczekajmy. Na pewno nie bałbym się "Don Kasjo". Trenuję z zawodnikami z KSW i UFC. Dzisiaj jestem dużo bardziej świadomym zawodnikiem. Przewiduję ciosy, widzę dokładną trajektorię danego uderzenia. Sam jestem ciekaw, na co mnie stać.

Antoni Partum

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: