- To jest maszyna! To jest po prostu maszyna! Jestem jego wielkim fanem - zachwyca się w rozmowie ze Sport.pl Mamed Chalidow, który co prawda nie spotkał go na macie, ale od dawna śledzi jego walki. - Oglądałem jego walki na różnych rosyjskich galach. Jestem pod wrażeniem jego unikatowego stylu walki. To bardzo dynamiczny zawodnik, który potrafi narzucić bardzo wysokie tempo nawet w trzeciej rundzie. Świetnie pracuje na nogach, zmienia często pozycję i wyprowadza wiele kopnięć. Imponują też mi jego obrony przez obaleniami. Do tej pory po prostu miażdżył swoich rywali. Zobaczymy, jak sobie poradzi w UFC, ale myślę, że już dzisiaj spokojnie jest w top 10, a przecież rozwija się z walki na walkę. Widzę w nim ogromny, naprawdę ogromny talent. Mogę się mylić, ale dla mnie ma papiery nawet na mistrza - dodaje legenda KSW, która ostatnia najpierw gładko pobiła Mariusza Pudzianowskiego, a później znowu efektownie znokautowała niezwykle groźnego Scotta Askhama.
- Dostrzegasz podobieństwa między nim a tobą? - dopytujemy Mameda.
- A gdzie! Ma znacznie lepszą stójkę. Ja jestem trochę stójkowicz, trochę parterowiec, a on? To jakiś inny level - odpowiada, jak zawsze skromny, Chalidow.
I trudno się dziwić ekscytacji największej gwiazdy KSW, bo Szarabutdin Magomiedow najpierw wyrobił sobie renomę na galach kickboxerskich, a od ponad pięciu lat zachwyca w klatce. Na zasadach MMA stoczył już 11 walk i wszystkie wygrał, w tym 10 przez nokaut. Rywalom gasił już światło: kopnięciami na głowę czy efektownymi uderzeniami kolanami i łokciami. A że ma ogromny potencjał, to podpisał kontrakt z UFC, gdzie zadebiutuje w październiku.
Magomiedow zachwyca przede wszystkim w stójce, co jest naturalne, bo obecnie mieszka w Tajlandii, a więc kolebce muay thai, czyli - uproszczając - wersji kickboxingu urozmaiconego m.in. o uderzenia łokciami i brudną walkę w klinczu. Od pewnego czasu coraz sumienne trenuje też parter. Pod koniec maja jego umiejętności sprawdził posiadacz czarnego pasa w brazylijskim jiu-jitsu Jakub Bilko, który na co dzień mieszka na Filipinach. I choć podczas zawodów w ADCC w Bangkoku Polak wygrał to starcie, to wcale go dobrze nie wspomina.
Bilko wylosował Magomiedowa już w pierwszej rundzie turnieju. Chwilę przed ich walką Dagestańczyk, który przyjechał na zawody z grupką kolegów, podszedł do Polaka i spytał się go, czy rozumie język rosyjski.
- Powiedziałem, że znam kilka słów, a on nagle zaczął mi coś chaotycznie tłumaczyć, wskazując na moje nogi. Ale trudno było go zrozumieć, bo zachowywał się jak jakiś "psychol". Sprawiał wrażenie agresywnego i mocno pobudzonego - opowiada Sport.pl Bilko.
Polak miał jednak na sali kilku znajomych Rosjan, więc powiedział im o całej sytuacji, a oni podeszli do Magomiedowa, by wszystko wyjaśnić.
- Usłyszałem, że to zawodnik MMA, który podpisał kontrakt z UFC, ale boi się o kontuzję, bo wtedy mogą mu odwołać walkę. Powiedziałem "OK" i odetchnąłem z ulgą, że nie ma między nami żadnego konfliktu. Jednemu z kolegów Magomiedowa powiedziałem, że wszystko jest w porządku - wspomina polski posiadacz czarnego pasa.
No i walka się zaczęła. Bilko dość szybko zaatakował rywala tzw. skrętówką. Dagestańczyk nerwowo próbować wstawać i ręką pacnął nogi Polaka, co sędzia zinterpretował jako odklepanie, co automatycznie kończy walkę.
- Szczerze mówiąc, to byłem zaskoczony, że tak gładko mi z nim poszło. Gdy dowiedziałem się, że jest z Dagestanu, to myślałem, że ma parter na bardzo wysokim poziomie. Tym bardziej że trenuje go doświadczony Brazylijczyk Fabricio Gaia - tłumaczy Bilko.
Ale Dagestańczyk zamiast podziękować za walkę, poszedł do Polaka i zaczął coś wykrzykiwać w jego kierunku, a na odchodne go kopnął.
Po walce tłumaczył, że kopnął rywala, bo umawiali się przed starciem, by nie robić skrętówek, a Polak złamał obietnicę.
- Trenuję parter od 11 lat i jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby ktoś mnie kopnął podczas zawodów. Nie zdarzyło mi się też, by ktoś mnie prosił, abym zrezygnował z różnych technik. Przecież to niepoważne, żeby jechać na zawody i prosić o własne zasady. To byłoby kuriozalne, gdybym startował w MMA i prosił ludzi, by np. nie kopali mnie w twarz. Chce stanowczo powiedzieć, że nawet gdyby nie było bariery językowej, to nigdy nie zgodziłbym się na jego warunki. To absurd. Prędzej całkowicie zrezygnowałbym z trenowania brazylijskiego jiu-jitsu. Na koniec tylko dodam, że w tamtej akcji nie było ryzyka, że odniesie kontuzję, bo wszystko kontrolowałem i nigdy nie mam złych zamiarów - mówi Bilko. I dodaje, że po tamtym incydencie się już nie spotkali.
Nikt jednak nie był specjalnie zdziwiony tamtą sytuacją, bo nie bez powodu o Dagestańczyku mówi się "jednooki szaleniec". Jednooki, bo praktycznie nie widzi na prawe oko, choć osiem razy je operował. Ale gdy jest pytany, jak chore oko łączy z MMA, odpowiada, że lekarze go uspakajali, że i tak już nic gorszego się nie może mu stać z prawym okiem. A dlaczego szaleniec? Wystarczy sobie przypomnieć sytuację sprzed kilku lat, gdy w centrum handlowym w Machaczkale, stolicy Dagestanu, zobaczył parę, która się pocałowała na schodach ruchomych. I był to raczej zwykły buziak, a nie czuły całus.
Jednak dla Magomiedowa było to poważne wykroczenie. Zawodnik MMA zwrócił uwagę mężczyźnie, by publicznie nie całował swojej partnerki, no i wywiązała się sprzeczka. Zaczepiony mężczyzna w pewnym momencie rzucił się na Magomiedowa. Ten najpierw się zaczął z nim szarpać, a następnie kilka razy go uderzył.
To nie był jednak koniec. "Jednooki szaleniec" zaczaił się na mężczyznę przy jednym z wyjść i najpierw posłał go na ziemię potężnym sierpem, a później poczęstował go jeszcze kopnięciem na głowę.
Nie było to zachowanie godne sportowca, a szczególnie reprezentanta sportów walki, którzy od małego są uczeni, by swoje umiejętności wykorzystywać przede wszystkim na macie, ewentualnie w sytuacjach koniecznych, jak zagrożenie zdrowia i życia. Magomied mógłby sobie to darować.
Ale nie łudźmy się... Nikomu w UFC nie przeszkadza takie zachowanie, skoro Dana White, szef amerykańskiej federacji, ma nieco inne poczucie moralności. Nie było dla niego problemem uderzyć swoją żonę w miejscu publicznym. Tak samo jak nie robił kłopotów, by na jego galach walczyli reprezentujący Rosję zawodnicy, choć trwała już wojna w Ukrainie.
Dla White'a liczy się przede wszystkim kasa, więc kolejny łobuz w jego stajni niewiele zmieni. A że "Jednooki szaleniec" będzie generował ogromne zainteresowanie, to tylko lepiej dla jego biznesu. Dla fanów MMA, którzy ciągle walczą o wizerunek tej dyscypliny, lepiej byłoby jednak, gdyby Dagestańczyk skupił się na walce w klatce. Już w październiku czeka go debiut w UFC, a jego umiejętności sprawdzi doświadczony Bruno Silva.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!