Mateusz Borek w sobotę pojawił się na Torwarze, gdzie odbywała się pierwsza gala Clout MMA. To nowa freak fightowa federacja sportów walki, która powstała w miejsce High League. Jej ambasadorami zostali influencerka Lexy Chaplin oraz były piłkarz reprezentacji Polski Sławomir Peszko.
- Wchodzę w ten projekt nie na 40 procent, ale na 100. Wiecie, że lubię dobrą zabawę i nie będzie nudy - zapewniał kilka tygodni temu Peszko, który przyciągnął do Clout wielu sportowców. Z różnych dyscyplin, bo na pierwszej gali debiutowali nie tylko piłkarze Tomasz Hajto i Błażej Augustyn, ale też Zbigniew Bartman, czyli siatkarz, który dopiero co zakończył karierę, i były wybitny pięściarz Andrzej Fonfara.
- Dzisiaj to już jest tendencja zauważalna, że wielu zawodników, którzy sprawdzali się w innych sportach i są na emeryturze albo po swoim sportowym prime, szukają adrenaliny i nie ma co ukrywać: także pieniędzy. Federacje freakowe płacą bardzo dobrze. Obecność Sławka Peszki jako ambasadora federacji Clout w jakiś sposób kanalizuje zainteresowanie piłkarzami, ale nie tylko, bo na sobotniej gali, na której miałem przyjemność być, w walce wieczoru z Tomaszem Hajto mierzył się przecież były siatkarz Zbigniew Bartman. Na trybunach pojawił się też m.in. Jurek Janowicz. Nasz były tenisista, który z tego, co słyszę, prowadzi już bardzo zaawansowane rozmowy. Za chwilę pewnie te smashe, woleje, dropsztyki będą w jego wykonaniu już w oktagonie. Ale Jurek zawsze lubił się pobić, warunki fizyczne też ma bardzo dobre - uśmiechnął się Mateusz Borek.
Borek o tym, że Janowicz może zawalczyć we freak fightach, powiedział w poniedziałkowym programie "Moc Futbolu" w Kanale Sportowym. Rzucił nowe światło być może na to, co w sobotę po gali mówił Bartman, który w debiucie pokonał Hajtę w drugiej rundzie przez efektowne duszenie zza pleców. Były siatkarz po wygranej walce w rozmowie ze Sport.pl zdradził, że ma już upatrzonego kolejnego rywala i że to też będzie były sportowiec, ale z przeszłością w sportach indywidualnych. Nazwisko Janowicza pasuje tutaj idealnie.
- Dopiero zaczynam oddychać świeżym powietrzem bez tenisa. Nie powiem, że zakończyłem karierę, bo nie lubię takich deklaracji. Nie potrzebuję atencji, poklasku - mówi kilka dni temu w rozmowie ze Sport.pl Janowicz, który w ostatnim czasie bardziej chwali się grą w padla niż tenisa. - Tyle życia poświęciłem tenisowi. Ile można się nim torturować? - pytał z uśmiechem.
I dodawał: - Nie wiem jeszcze, co dokładnie będę robił w życiu. Pomysłów mam kilka. Jeden z nich to właśnie spróbować sobie trochę pograć w padla. Ale jak to się finalnie skończy, to nie wiem.
Janowicz to półfinalista Wimbledonu z 2013 roku, w przeszłości 14. tenisista świata, którego karierę niestety skutecznie wyhamowały kontuzje. Choć ostatni oficjalny występ w roli tenisisty zaliczył prawie rok temu, wciąż jest sklasyfikowany w światowym rankingu. Obecnie na 671. miejscu, czyli o 657 pozycji niżej niż w szczytowym momencie kariery. W lipcu Janowicz wystąpił w igrzyskach europejskich w Krakowie. Nie w tenisie, a w padlu. Razem z Marcinem Maszczykiem, z którym odpadł w 1/8 finału oraz w mikście Aleksandrą Rosolską, z którą dotarł rundę dalej.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!