- To nie będzie piłka nożna ani siatkówka. Wchodzimy w nową dyscyplinę. Myślę, że będzie ciekawie. Zamierzam wygrać - zapowiadał Tomasz Hajto. Bukmacherzy byli jednak innego zdania, bo u nich zdecydowanym faworytem był Zbigniew Bartman, czyli młodszy od Hajty o 15 lat siatkarz, który dopiero co zakończył karierę.
- W tym pojedynku będą latały iskry, wióry. To dwa duże chłopy - zapowiadał tę walkę konferansjer. To było jeszcze podczas piątkowego ważenia i medialnego treningu, na którym Hajto nie pokazał zbyt wiele. W przeciwieństwie do Bartmana, który przywitał się z publicznością efektownym kopnięciem, tzw. latającym kolanem.
W sobotę już aż tak efektownie nie było, bo obaj zaczęli ten pojedynek dość spokojnie. Aktywniejszy w pierwszej rundzie był Hajto, który zadawał więcej ciosów. No i trafiał. Nie tylko pięściami, ale też kolanami. - Chyba nikt nie spodziewał, że pokaże się aż tak dobrze - chwalił Hajtę komentujący tę galę Daniel Omielańczuk. Ale później przyszła druga runda, gdzie role się odwróciły. To Bartman trafił Hajtę mocnym kopnięciem w korpus i sprowadził tym walkę do parteru, gdzie po chwili zakończył ją efektownym duszeniem zza pleców.
- Jak na 50-latka i tak zaprezentował się z dobrej strony. Nie przyszedł tu tylko po pieniądze, a pokazał charakter - podsumował występ Hajty Omielańczuk. I wypada się pod tym podpisać, bo przed walką Hajcie nikt nie dawał większych szans, a on jednak postawił się dużo młodszemu Bartmanowi.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!