- Tylko proszę cię: nie ucieknij i zawalcz ze mną - śmiał się kilka dni przed walką Piotr Świerczewski. Były reprezentant Polski ma już za sobą debiut we freak fightach. Ale w piątek po raz pierwszy zawalczył dla organizacji Fame MMA. I to na początek z ikoną freak fightów, jedną z głównych twarzy federacji, czyli Dariuszem Kaźmierczukiem, bardziej znanym jako "Daro Lew".
Świerczewski od razu ruszył do przodu. Zaczął - jak na byłego piłkarza przystało - od niskiego kopnięcia. "Daro Lew" też próbował tej samej techniki, ale nie był tak skuteczny. W przeciwieństwie do Świerczewskiego, który tak okopał nogi rywala, że ten nie wyszedł do drugiej rundy. Lekarz podjął decyzję, by przerwać walkę.
- Dziękuję mojemu rodzeństwu, przyjaciołom, wszystkim moim kibicom, którzy tutaj się pojawili. Bardzo liczyłem na to, że wygram. Co prawda dość krótko, ale bardzo ciężko trenowałem. A że głównie kopałem? No, byłem kiedyś piłkarzem, więc korzystałem z broni, którą dobrze znam - uśmiechnął się Świerczewski.
W hali oklaskiwali go też inni byli piłkarze reprezentacji Polski - m.in. Jakub Wawrzyniak, Sebastian Mila czy Jakub Kosecki. Ale też Mateusz Borek, który po walce nawet pojawił się w oktagonie, by osobiście pogratulować Świerczewskiemu.
Friday Arena to nowy projekt federacji Fame MMA. Jak sama nazwa wskazuje, kluczowy tutaj jest dzień, czyli piątek. To właśnie wtedy mają odbywać się wydarzenia. W mniejszych miastach, a nie tylko w Gdańsku, Łodzi, Krakowie czy Gliwicach, gdzie znajdują się największe hale w Polsce i gdzie od kilku lat na przemian regularnie odbywały się gale Fame MMA. Teraz też mają się odbywać, bo Friday Arena ma być tylko uzupełnieniem dużych gal. Zaczęło się od Wrocławia i Hali Stulecia. Następny w kolejce jest Szczecin - 29 września - i Netto Arena.