29-letni Paweł Tyburski i cztery lata młodszy Denis Załęcki to freaki, którzy nie boją się wyzwań i chcą w przyszłości mierzyć się z zawodowcami. "Tybori" przystępował do sobotniej walki z bilansem 4-1. Pokonał bez kłopotów m.in. Adama Soroko czy rapera Alberto. Przegrał jedynie na punkty z "Arabem", ale w 2020 roku. Stale się rozwija w warszawskim klubie Uniq Fight Club pod okiem trenera Przemysława Szyszki i Radosława Paczuskiego, wchodzącej gwiazdy KSW.
Z kolei Załęcki to chuligan Elany Toruń, który dał się poznać szerszej publiczności na galach Gromdy, boksu na gołe pięści. Później na gali EFM pokonał Jussiego Halonena, a na High League zadebiutował w wygranym starciu z Alanem Kwiecińskim (na zasadach K1). Później zmierzył się z Mateuszem "Don Diego" Kubiszynem, świetnym kickbokserem, który uczy się MMA. Załęcki przegrał na punkty.
Denis przegrał też z Arturem Szpilką, choć sprawił mu nieco problemów. Tyle że jeszcze w trakcie pierwszej rundy Załęcki padł na matę i ryknął z bólu. Jak twierdził, odnowiła mu się kontuzja nogi i nie był w stanie dalej rywalizować. A że noga dalej nie jest w pełni sprawna, to na gali High League zawalczył z Tyburskim na zasadach bokserskich, ale w małych rękawicach.
Denis Załęcki znowu oszukał kibiców. I choć to mocne, to wydaje się adekwatne słowo. Kolejny raz przystąpił do walki z kontuzją i znowu kolanu zaczęło mu przeszkadzać, przez co był liczony już na początku starcia. A gdy już zdał sobie sprawę, że nie pokona Tyburskiego, to zaczął go faulować nielegalnymi kopnięciami. No i zasłużenie został zdyskwalifikowany. Wygrał za to w konkursie żenady. A cała hala zaczęła gwizdać.