Wrażliwiec, którego zniszczyły freak fighty. "Historia Murańskiego będzie przestrogą"

Antoni Partum
Lubił być blisko kamery i jeszcze bliżej ojca. Marzył o karierze aktorskiej, a sporty walki trenował po to, by później dawać krwawe walki. Nie brak opinii, że Mateusz Murański był wrażliwym chłopakiem, którego zniszczyły freak fighty. - Niech jego historia będzie przestrogą dla całego freakowego środowiska, a nawet i całego show-biznesu - słyszymy.

W środę 8 lutego, około godziny 14, wszystkie największe portale pisały o śmierci 29-letniego Mateusza Murańskiego. O zgonie poinformował członek rodziny, który nie mógł się dodzwonić do ofiary. Funkcjonariusze, którzy przyjechali do mieszkania, znaleźli ciało, potwierdzili zgon i wykluczyli udział osób trzecich. Skąd się wziął młody "Muran" i dlaczego jego śmierć rozpaliła miliony?

Zobacz wideo Wojciech Szczęsny zostanie zawieszony? Włoski dziennikarz ujawnia

Na początku pojawiło się marzenie. Marzenie, żeby stać się aktorem. To było dość naturalne, bo na ekranie, co jakiś czas, mógł zobaczyć swojego tatę - Jacka, w świecie freak fightów znanego jako Pan Jacek. Ale do tego jeszcze wrócimy.

Pan Jacek nie jest wielkim aktorem. Dorabia na graniu epizodycznych ról w serialach typu "Klan" czy "Barwy szczęścia". Łysy, bez zarostu, niezbyt wysoki, ale dość umięśniony i ze spiczastym nosem najchętniej wciela się w role bandytów i ulicznych rzezimieszków. Ewentualnie gra ochroniarza, więźnia czy tajniaka.

Mateusz był nieco wyższy od ojca, ale generalnie wyglądali dość podobnie. No i grali w podobnej klasy produkcjach. Młody "Muran" zadebiutował w serialu "Lombard. Życie pod zastaw" w 2017 roku. To był pierwszy strzał rozpoznawalności.

Murańscy = awantura

Później o Murańskich zrobiło się głośno podczas produkcji "Asymetrii". Film Konrada Niewolskiego okazał się kompletnym niewypałem, ale Murańscy poznali na planie filmu Popka, który oprócz rapowania zarabia na walkach w klatce. A że Pan Jacek uchodził w przeszłości za chuligana, który stoczył wiele ulicznych bitew, to - wraz z synem - szybko znaleźli z Popkiem wspólny język. Jeszcze szybciej doszło do ich kłótni z nim, którego później wielokrotnie publicznie obrażali i wyzywali do walk.

Celowo piszemy w liczbie mnogiej, bo Murańscy zazwyczaj chodzili razem. I razem szukali zaczepek. Gdy kilka lat temu świat freak fightów się dopiero formował, Mateusz pokłócił się z Arkadiuszem Tańculą, którego poznał na planie filmowym "Lombardu". I choć zdążyli się zaprzyjaźnić, to niedługo potem stali się wrogami.

Rodzina Murańskich zarzucała Tańculi, że ten potajemnie odurzył podejrzanymi substancjami Mateusza tylko po to, by go później nagrać. Kompromitujące nagranie miało służyć jedynie dla wyświetleń profilu Tańculi. Co prawda po pewnym czasie Murańscy cofnęli oskarżenia, ale konflikt już był rozgrzany.

A że Tańcula uchodził za wschodzącą gwiazdę Fame MMA, to gdzie lepiej wyjaśnić konflikt niż w klatce? I tak w maju 2021 roku na gali Fame 10 Tańcula zmierzył się z Murańskim, który dopiero debiutował na freakowej gali. Freakowej, a więc takiej, gdzie z reguły walczą celebryci i znane z internetu osobistości.

Zdecydowany faworytem był Tańcula, który miał na koncie trzy walki i kilka lat ciężkich treningów. W pierwszej rundzie Tańcula zdeklasował Murańskiego, ale nie potrafił go skończyć. W drugim starciu też tego nie zrobił. W trzeciej, ostatniej rundzie, "Muran" napierał na wycieńczonego Tańculę. I choć Mateusz też ledwo co chodził, to zachował więcej wigoru. 

Tańcula wygrał na punkty, ale "Muran" nie uznawał porażki, bo gdy on udzielał wywiadu po walce, to skrajnie wyczerpanego Tańculę na noszach transportowano do karetki.

Zwycięzca wrócił do klatki po pół roku. W tym czasie "Muran" kuł żelazo, póki gorące, a więc stoczył trzy walki, w tym dwie jednego wieczora. Dwa tygodnie po porażce z Tańculą pokonał na gali FEN Epic Cheat Meala, a pod koniec lipca na imprezie Elite Fighters zwyciężył Warszawskiego Dresika oraz Mielonidasa.

Murański rozwijał się z dnia na dzień. Jego mięśnie były coraz większe, ale rosły też umiejętności. Jasne, nie był żadnym wirtuozem. Technikę trudno było dostrzec w jego ruchach, ale serca do walki nie sposób było mu odmówić. No i budził kontrowersje, bo razem z ojcem stali się najbardziej znienawidzonymi zawodnikami freakowych gal.

Tak jak w filmach często występuje dobry i zły policjant, tak na galach freakowych potrzeba czasem czarnych charakterów. Pod wywiadami czy konferencjami z udziałem Murańskich ponad 90 proc. komentarzy była negatywna. Kibicom nie podobał się ich buńczuczny styl. Większym zawadiaką był Pan Jacek, ale jaki ojciec, taki syn, więc i młody "Muran" zaczął coraz ostrzej wchodzić w konflikty. Organizatorów freakowych gal nie obchodziły negatywne komentarze i hejt. To ich cieszy, bo oni świetnie rozumieją, że to nakręca słupki oglądalności i sprzedane subskrypcje PPV.

"Muran" był na fali trzech wygranych i miliona negatywnych komentarzy, więc dostał szansę sprawdzenia się z Kasjuszem "Don Kasjo" Życińskim, królem polskiego freak fightu. 

"Don Kasjo" wykorzystuje swoją ogromną popularność, by walki toczyły się na jego warunkach. A że miał amatorską przygodę w boksie, to żaden freak nie może się z nim równać w szermierce na pięści. "Muran" jednak rzucił wyzwanie.

 

Murański był kilkukrotnie liczony, ale wstawał. Ostatecznie wytrzymał wszystkie cztery rundy i przegrał z "Don Kasjo" na punkty.

- Moje wspomnienia? Pozytywne. Walczyliśmy razem, a to na swój sposób potrafi zbliżyć zawodników - wspomina ten pojedynek Życiński w rozmowie ze Sport.pl. - Ta walka będzie dla mnie fajną pamiątką. A co do samego starcia, to wielu ekspertów twierdzi, że mierzyłem się wtedy z najlepszą wersją "Murana". I myślę, że mają rację. Na walkę ze mną Mateusz nie potrzebował dodatkowej motywacji. Wiedział, że walczy z królem freaków, więc był dobrze przygotowany i dał z siebie 200 procent - wspomina "Don Kasjo".

I dodaje po chwili: - No i naprawdę mocno bił. Oczywiście, nie była to siła Popka i walczyliśmy w małych rękawicach, ale i tak bardziej odczułem jego ciosy niż "Wrzoda" [Marcin Wrzosek] czy "Pałki" [Norman Parke], a więc zawodowców.

Po porażce z "Don Kasjo" Murański szybko odbił się wygraną z Alanem Kwiecińskim, jednak później przegrał trzy walki z rzędu. Przegrał rewanż z Tańculą, starcie z emerytowanym zawodowcem Vaso Bakoceviciem, a ostatnio - w grudniu 2022 roku - poległ z Pawłem Bombą. Ta ostatnia porażka mocno go zabolała, bo Bomba przegrał dwie poprzednie swoje walki, padając po zaledwie pierwszym otrzymanym ciosie.

W dodatku na "Murana" wylał się ogromny hejt, bo choć walka była zakontraktowana na zasadach kickbokserskich, to Murański obalał rywala i często faulował. Po starciu tłumaczył się, że to wszystko było w ferworze walki, ale kibiców to nie obchodziło. W internecie zrównali go z błotem. 

Kilka tygodni później dochodziły głosy, że "Muran" mocno to przeżył. Że potrzebował wsparcia terapeutów. Problem w tym, że pomagał sobie także w inny sposób.

- Szkoda chłopaka. Ale mam nadzieję, że jego śmierć będzie przestrogą dla środowiska freakowego, a nawet całego showbiznesu. Żeby, ku**a, tyle nie ćpali. Żeby jednego wieczora nie mieszali psychotropów, sterydów i narkotyków - mówi Sport.pl "Don Kasjo". - Obserwuję ten świat z bliska i wiem, co się dzieje. Sam potrafiłem się zabawić czy przehulać pół miliona w kasynie, ale mam silny charakter, więc pewnego dnia powiedziałem sobie "stop" i przestałem. Ale nie wszyscy tak potrafią. Najgorsza jest ta towarzyska presja. Ktoś odmawia kreski, a później tylko słyszy: "Nie, no dawaj! Nie bądź leszczem, baw się z nami". Rozumiem, że można na chwilę się fajnie po tym poczuć, ale następnego dnia się żałuje. A ci, co nie żałują, prawdopodobnie idą po prostu na kolejny balet - dodaje "Don Kasjo".

Życiński zauważa też, że nie wszystko, co widzimy przed kamerą, ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, gdy już zgasną światła.

- Koniec końców "Muran" sprawiał wrażenie poczciwego, ciepłego chłopaka. Jakoś super się nie znaliśmy na stopie prywatnej, ale słyszałem wiele podobnych opinii. Wydaje mi się, że to był dobry chłopak, którego zniszczyły freak fighty. W środku był wrażliwym kolesiem, ale przed kamerami musiał grać kozaka. Może czuł dużą presję ze strony ojca i nie chciał go zawieść? A już na pewno był od Pana Jacka zależny. Praktycznie się nie rozdzielali. Nie twierdzę, że to źle, że był blisko ojca, ale może po prostu Pan Jacek się świetnie odnalazł w specyficznym świecie freaków, a Mateusz nie był do tego stworzony i coś go w środku uwierało. Wszystkie dodatki mogły tylko spotęgować to uczucie - podsumowuje "Don Kasjo".

Podobnego zdania jest Tańcula. - Nigdy nie miałem do niego urazy. Wiedziałem, że był manipulowany przez ojca. Do samego końca wiedziałem, że to jego ojciec jest tym złym i nie miałem do niego żadnego problemu. Nie mam do niego żalu za wszystkie złe rzeczy, które padły z jego ust. Mam żal do jego ojca. On z resztą dużo się przyczynił do tej tragedii, bo to przez niego wylał się hejt - mówił na łamach Plotka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.