- Rozpier**lę go - odgrażał się "Boxdel" w ostatnich tygodniach. Choć Paweł Jóźwiak, a więc prezes FEN - sportowej organizacji MMA - zachowywał zdecydowanie więcej kultury, konflikt między nimi był duży. Czy na pokaz? Pewnie trochę tak, bo dzień przed galą obaj byli już bardzo spokojni.
Ale w piątek spokojnie nie było. Tym bardziej że to nie był oktagon, a dużo mniejsza rzymska klatka. - Tu nawet nie ma gdzie uciekać, ja myślę, że ta walka będzie trwała bardzo krótko - wskazywali komentatorzy. Mylili się, bo walka wyszła poza pierwszą rundę. 16 kg cięższy "Boxdel" korzystał ze swojej masy, przyciskał Jóźwiaka do siatki, aż w końcu go obalił.
W drugiej rundzie sędzia Piotr Jarosz po raz kolejny zwrócił uwagę Jóźwiakowi, by nie łapał siatki. Ale Jóźwiak nie słuchał. - Ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze raz złapiesz siatki przy próbie obalenia i cię dyskwalifikuję - mówił Jarosz, który kilka razy przerywał walkę. Nie tylko dlatego, że Jóźwiak łapał siatkę, ale też raz po tym, jak kopnął "Boxdela" w krocze.
"Boxdel" po tym faulu wrócił do siebie. Wydawało się, że o wszystkim zadecyduje trzecia i ostatnia runda. Ale no właśnie: "wydawało się", bo tuż przed trzecią rundą w klatce doszło do kuriozalnych scen. - Ale ja chcę walczyć - wkładał ochraniacz na szczękę zakrwawiony i skrajnie wyczerpany Jóźwiak, choć chwilę wcześniej to on pokręcił głową i pokazał, że nie chce wychodzić do trzeciej rundy.
I nie wyszedł. To był koniec. Sędzia Piotr Jarosz po dwóch krwawych i nieczystych rundach ogłosił, że walkę wygrał "Boxdel", który też nie dowierzał w to, co się stało. Pukał się czoło i nie rozumiał tego, co zrobił Jóźwiak. Wziął puchar, nie udzielił wywiadu i wyszedł z klatki bez słowa, gdzie jeszcze przez chwilę leżał prezes FEN.