Groźnie było już przed walką. Sebastian Fabijański podszedł wtedy do Osieckiego w oktagonie i zaczął mu wygrażać. Po chwili podniósł rękę i pokazywał, że wygrał walkę, która jeszcze się nie zaczęła. - Ja wiem, co tutaj jest. Tutaj jest siła - pokazywał na swoje ręce Fabijański w ostatnich dniach.
Na oficjalnym treningu przed galą nie było widać tej siły. I w oktagonie też nie za bardzo. - K**a, no w jaja - krzyczał Fabijański, który na początku pierwszej rundy przyjął nielegalny cios, ale chwilę przed nim był liczony. Po raz pierwszy i ostatni, bo chwilę później "Wac Toja" wyprowadził dwa lewe, które powaliły Fabijańskiego na deski, z których już nie wstał.
- Co za umiejętności, to było wspaniałe. Myślę, że wszystkich zaskoczył. Stonowany na konferencji, ale w klatce wykonał robotę - zachwaliali "Wac Toję" komentatorzy, a on sam po walce przekonywał, że trenował do tej walki tylko dwa miesiące.
Fabijański, który wśród bukmacherów był wyraźnym faworytem tego starcia, dodał po chwili, że z samej walki za wiele nie pamięta. - To są emocje, których ja chyba nie chcę. Ja jestem z zupełnie innej gliny i innego świata - zaczął swój monolog Fabijański, a kiedy mówił dalej, część publiczności w Tauron Arenie zaczęła na niego gwizdać.