Obaj zawodnicy mieli do siebie wielki szacunek, co od razu rzuciło się w oczy już w samej klatce. Ani jeden, ani drugi nie chcieli zaryzykować. Radosław Paczuski starał się mądrze kontrolować dystans i punktować, zaś Tomasz Romanowski okopywał wykroczną nogę rywala i szukał możliwości do skrócenia dystansu. Tym bardziej że Romanowski jest małym zawodnikiem jak na kategorię średnią, czyli do 84 kg. Na minutę przed końcem pierwszej rundy Romanowski potężnym ciosem na szczękę sprawił, że Paczuski uklęknął, ale ostatecznie przetrwał kryzys.
W drugiej rundzie nie było już żadnej kalkulacji. Mańkowski i Paczuski stanęli na środku oktagonu i poszli na otwartą wojnę. Choć to Romanowski miał zakrwawioną twarz, to bardziej ucierpiał Paczuski, który częściej tracił stabilność na nogach.
W trzeciej rundzie nie było aż tylu wymian, ale nokaut i tak wisiał w powietrzu. Minimalnie lepsze wrażenie sprawiał reprezentant Uniq Fight Club, bo nie wdawał się w wymiany, tylko kopnięciami punktował. Ale to nie wystarczyło, by wygrać, bo w pierwszej i drugiej rundzie nieco lepszy był Romanowski. I to właśnie "Tommy Gun" wygrał na punkty. To była epicka walka, która na pewno otrzyma bonus za "walkę wieczoru".
Dla Romanowskiego to już 18. wygrana w karierze. Wszystko wskazuje, że zawodnik ze Szczecina stał się jednym z kandydatów do walki o pas wagi średniej. Ale Paczuski, choć przegrał pierwszy raz w karierze, to pokazał, że ma ogromny potencjał. Warszawiak jest z "wykształcenia" kickbokserem, ale już widać, że jego przygoda w MMA zamieni się w poważną karierę.