Marcin Różalski kończy karierę. "Musiałoby się przytrafić coś kosmicznego"

Wszystko wskazuje na to, że już nie zobaczymy w klatce Marcina Różalskiego, byłego mistrza KSW. - Dobrze nam się żyje bez walk. Musiałaby się trafić jakaś kosmiczna oferta, żeby wrócił - wyjaśnia Artur Ostaszewski, agent 44-latka.

Marcin Różalski zyskał renomę jako kickbokser. Na MMA przerzucił się w 2011 roku, gdy zadebiutował w KSW. Dużą popularność dała mu wygraną z Mariuszem Pudzianowskim czy efektowne zwycięstwo nad Fernando Rodriguesem, gdy na Stadionie Narodowym znokautował Brazylijczyka po zaledwie 16 sekundach. To wtedy został mistrzem wagi ciężkiej.

Problem w tym, że nigdy nie bronił pasa, bo po gali z 2017 roku "Różal" pokłócił się z Martinem Lewandowskim i Maciejem Kawulskim, co skutkowało odejściem z KSW. Ale to nie znaczy, że później się nie bił. Na gali DSF - na zasadach K1 - pobił Petera Grahama, a w 2022 r. poległ z weteranem UFC Joshem Barnettem w boksie na gołe pięści.

Ostatni raz walczył kilka miesięcy temu, gdy mierzył się z 36-letnim Erolem "Łamaczem kości" Zimmermanem. KSW zrobiło ukłon dla obu zawodników i po raz pierwszy w historii na ich gali pojawiło się starcie na zasadach K1.

"Rdzę" Polaka niestety było widać w klatce, ale akurat walka zaczęła się od dość nieoczywistej sytuacji. Nie minęła nawet minuta a Erol "Łamacz kości" Zimmerman padł na matę. Liczenia jednak nie było, bo sędzia uznał, że Holender po prostu się poślizgnął. Chwilę później padł Różalski, który potrzebował ośmiu sekund, aby wstać. Pod koniec pierwszej rundy Zimmermann potężnym kopnięciem na udo Polaka znowu posłał go na deski. Rożalski jednak przetrwał do drugiej rundy. 

Ale w kolejnym starciu znowu dwa razy padł na deski, ostatnim razem po tym jak Holender popisał się bombą z prawej ręki na ucho Polaka. Sędzia Tomasz Bronder nie miał wyboru i musiał zakończyć walkę, bo czwarty nokdaun - według przepisów - automatycznie przerywał pojedynek.

Jednak porażka z siedem lat młodszym Holendrem to żaden powód do wstydu. W końcu Zimmerman to prawdziwy weteran K-1, debiutował w ringu w 2001 roku i w przeszłości toczył walki z największymi legendami, jak m.in. Badr Hari czy Jerome LeBanner. Ale od 2016 walczył tylko raz, gdy półtora roku temu uległ w starciu z Rade Opaciciem. Jego umiejętności na Różalskiego jednak starczyły.

Różalski i tak może się czuć wygrany, że w ogóle... wrócił do sportu zawodowego. - Borykałem się z różnymi problemami zdrowotnymi i musiałem dużo rzeczy naprawić. Problemy zdrowotne rzuciły mnie na kolana i ryłem jak świnia w ziemi, bo popsuło się wszystko, co mogło się popsuć. Wpadłem w traumy i paranoje, ale udało mi się z tego wyjść - mówił jeszcze przed walką Różalski.

Wygląda na to, że to była jego ostatnia walka w karierze.

- Nie będę ogłaszał tu jakiegoś końca kariery, ale na pewno nie zabiegamy o żadną walkę. Musiałoby się przytrafić coś kosmicznego, żebyśmy wzięli jakiś pojedynek. Ale raczej bym się na to nie nastawiał, myślę, że dobrze nam się żyje też bez walk, także nic na siłę. Odrzuciłem kilka dni temu ostatnią propozycję dla Marcina - mówi na łamach portalu InTheCage.pl, Artur Ostaszewski, menedżer zawodnika.

Różalski, czyli kolorowy ptak polskiego MMA

Różalski w klatce był znany z ofensywnego stylu, a poza nią z działalności charytatywnej. Szczególnie na rzecz zwierząt. "Różal" w swoim gospodarstwie dba o blisko 30 zwierząt.

- Mam 7 kotów, 4 psy, 3 świnki, 3 kozy, jedenaście koni. Dwie suczki były adoptowane z fundacji AST. Świnki i kozy też wzięte z adopcji. Wszystkie moje konie wyrwałem spod noża - mówił na łamach Sport.pl.

Różalski, którego całe ciało jest wytatuowane, znany jest także ze swoich kontrowersyjnych poglądów i przemyśleń, którymi dzieli się w narodowych mediach internetowych. I jedno możemy być pewni. Nawet jeśli Różalski przestanie się bić, to nie przestanie trenować, bo sport to niemal całe jego życie.

Warto dodać, że właśnie skończył karierę także inny dawny mistrz KSW, Asłambiek Saidow, o czym przeczytacie poniżej:

Więcej o:
Copyright © Agora SA