Metamorfoza Mai Staśko. "Dziewczyna z jajami". Nowa kariera?

Krzysztof Smajek
- Maja jest zadziorą, dziewczyną z jajami. Ewa jest bardziej delikatna, ale też ma umiejętności. Obie wiedzą, co robić i to jest zaskakujące, bo walczą po raz pierwszy. Jestem pod wrażeniem - mówił Damian Janikowski o walce Mai Staśko z Ewą Wyszatycką. Z byłym olimpijczykiem i zawodnikiem KSW przeprowadziliśmy eksperyment. Obejrzeliśmy i oceniliśmy razem walki freak fighterów. Chcieliśmy, by fachowiec orzekł, ile jest w tym sportu, a ile błazenady.

Ten pomysł chodził nam po głowie od dawna. W redakcji Sport.pl zastanawialiśmy się, jak profesjonaliści – zawodnicy MMA, olimpijczycy, przedstawiciele sportów walki – oceniają freak fighterów. Patrzą na nich z politowaniem? Czy ich występy ich bawią? A może budzą szacunek?

Zobacz, jak Damian Janikowski ocenia walki freaków:

Zobacz wideo

Oczywiście: freakowe gale to wciąż okazja do łatwych pieniędzy dla między innymi patoinfluencerów, którzy ze sportem nie mają nic – albo niewiele – wspólnego. Ale nie da się ukryć, że poziom freaków rośnie.

Przemiana, którą przeszły Marta Linkiewicz i Aniela Bogusz, jest dziś już niemal symboliczna – "Linkimaster" i "Lil Masti" kilka lat temu były żywą definicją patoinfluencerki, a dziś mogą pukać do drzwi zawodowego MMA.  

Choć wciąż, aby dotrzeć do wartościowych walk, trzeba przedrzeć się przez gęste zasieki zbudowane z fatalnych występów amatorów, patologicznych konferencji prasowych i internetowych dram. Ale dotrzeć można.

Dlatego ostatnią galę High League 4 obejrzeliśmy wspólnie z Damianem Janikowskim – polskim zapaśnikiem, medalistą igrzysk w Londynie, a od 2016 r. zawodnikiem KSW. Chcieliśmy, żeby profesjonalny zawodnik MMA ocenił umiejętności freaków.

Gala odbyła się w połowie września. Z Janikowskim spotkaliśmy się kilka dni później, kiedy już opadły emocje. Rozsiedliśmy się w redakcyjnym studiu w oczekiwaniu na kilkugodzinne show.

Ważna rzecz: Janikowski oceniał jedynie umiejętności sportowe, nikogo z walczących w Gliwicach freaków nie poznał osobiście. – Zdarzało się, że "Lexy" i "Natsu" trenowały w WCA (Warszawskie Centrum Atletyki – red.) o tej samej godzinie co ja - mówił o gwiazdach wieczoru. – A "Mini Majka" i "Ferrariego" nie sposób nie zauważyć w internecie – dodał z uśmiechem.

"Pudzian mógłby mieć problemy"

W pierwszej walce gali High League 4 bili się były strongman Konrad Karwat z kulturystą Radosławem Słodkiewiczem. Dla Karwata była to druga walka w MMA (przed debiutem schudł 40 kilogramów), Słodkiewicz bił się w klatce po raz trzeci.

– Wydaje mi się, że fani freaków chcą oglądać walki napakowanych gości – westchnął Jankowski. Od początku inicjatywę przejął Karwat, wywierał presję na rywalu, zadawał ciosy proste i kopał. Gdy obalił Słodkiewicza, szybko doszedł do dominującej pozycji w parterze i tam rozbił rywala. – Słodkiewicz liczył tylko na mocny cios. Nie potrafił nawet dobrze zgiąć rąk i podnieść gardy, bo ma dużą muskulaturę. To są mięśnie typowo na siłownię. Jest wielką, nabitą kulką mięśniową. Jak znalazł się w parterze, to nie za bardzo wiedział, jak wyjść z tarapatów – analizował Janikowski.

Słodkiewicz mówił, że do walki z Karwatem przygotowywał się przez dziesięć tygodni. Trenował codziennie, czasem dwa razy dziennie, wolne robił sobie tylko w niedzielę. W walce, która trwała minutę i piętnaście sekund, nie pokazał nic z tego, co wypracował na treningach.

Janikowski był za to pod wrażeniem występu Konrada Karwata. – W parterze miał kontrolę. Widać, że nie zrobił tego po raz pierwszy, ćwiczył tę akcję na treningu. Wyglądał jak zawodowiec. Za jakiś czas widziałbym go w federacji sportowej.

Zawodnik KSW dodał nawet, że gdyby Karwat, ten z walki ze Słodkiewiczem, był pierwszym rywalem Mariusza Pudzianowskiego w MMA, to "Pudzian" mógłby mieć problemy.

Streamerzy i typowa bójka pod sklepem

Eksperci od sportów walki niechętnie wypowiadają się na temat freak fightu - zwłaszcza pod nazwiskiem, czasem jedynie anonimowo, nie chcą być z nimi kojarzeni. W środowisku, mimo zmian w podejściu do freakowych gal, wciąż ucieka się od merytorycznych rozmów o tej części MMA. To dlatego poprosiliśmy Damiana Janikowskiego - czynnego sportowca - o merytoryczną ocenę uczestników gali High League.

– To będzie walka typowych freaków - uśmiechnął się zawodnik KSW, gdy zobaczył w klatce Jakuba "Holaka" Krawczyka i Jakuba Świtałę, popularnych polskich streamerów. Obaj byli debiutantami. Faworytem był Krawczyk, cięższy od rywala o siedem kilogramów.

Janikowski był zdumiony, ale nie rozczarowany. – To jest typowa bójka pod sklepem. Chłopaki biją na oślep, ich umiejętności są małe, ale chcą się bić. Widać, że Krawczyk bił się na podwórku – mówił.

W pewnym momencie sędzia upomniał Świtałę za to, że uciekał po klatce i unikał walki. - Widać, że Światała miał plan na walkę. Miał chodzić i zmęczyć rywala. Można powiedzieć, że plan to też jakaś umiejętność - zaśmiał się Janikowski.

W drugiej rundzie walka przeniosła się do parteru. Krawczyk był w dosiadzie, bił rywala, ale robił to nieporadnie. - W tej sytuacji widać brak umiejętności obu zawodników. Krawczyk bije, ale nie może trafić rywala. Śmiesznie to wygląda - mówił Janikowski.

Śmiesznie, ale… Po zakończeniu drugiej rundy zawodnik KSW stwierdził, że jest to bardzo dobra freakowa walka. - Są wymiany, latają cepy, jest pokaz charakteru, tylko chłopakom brakuje umiejętności. Ale tak to powinno wyglądać. Jeśli to mają być walki freaków, to oni nie powinni chodzić na salę i trenować. Niech się biją tak, jak potrafią. Myślę, że w takiej formie te gale jeszcze lepiej by się sprzedawały.

W trzeciej rundzie Krawczyk kopnął rywala w wątrobę, a potem bił go pod siatką. - Świtała wygląda teraz, jakby był po kilku jabolach. Nawet nie potrafi zasłonić twarzy. Wygląda to jakby trzeźwy bił pijanego - dzielił się spostrzeżeniami Janikowski. Sędzia przerwał walkę, gdy zobaczył, że Świtała nie ma już siły się bronić. - Chłopaki zrobili show, czyli wykonali swoją robotę. W tej walce było wszystko i nic.

Bili się jak zawodowcy. Janikowski był zaskoczony

Walka dwóch raperów - Krystiana Maciaszczyka z Jose Simao - trwała tylko 40 sekund. Simao trafił mocno podbródkowym i znokautował rywala. Luźne wnioski Janikowskiego? – Josef był bardziej poukładany w stójce, ale o dużych umiejętnościach nie możemy mówić. Widać, że akcja, którą zakończył walkę, była wytrenowana. Wykonał ją dobrze technicznie. Josef czuje ten sport. O jego rywalu nic nie powiem. Próbował kopać, ale nie potrafił tego robić.

W kolejnym pojedynku doszło do starcia influencerów: Jakub Nowaczkiewicz walczył z Cezarym Nykielem. Już po 40 sekundach walki Janikowski stwierdził, że w tym starciu jest mało pierwiastka freaków.

- U obu zawodników widać spore umiejętności. Obaj wiedzą, jak się bić. Ciosy proste i sierpowe biją poprawnie technicznie. Nie chcę powiedzieć, że biją się lepiej niż ja na początku kariery, ale naprawdę jest dobrze. Biją się jak zawodowcy. Poziomem walki przeskoczyli freaków - stwierdził Janikowski.

Sędzia przerwał walkę, gdy Nowaczkiewicz w dosiadzie zasypał rywala serią ciosów. Janikowski nie mógł się nachwalić zwycięzcy: - Jak na freaka zaprezentował bardzo wysoki poziom sportowy. Było widać, że miał pojęcie przy siatce, przy obalaniu, a w stójce był bardzo dobry. Bił bardzo precyzyjnie. Czapki z głów. Może zobaczymy go kiedyś w sportowej federacji.

Maja Staśko zadziwiła swoim poziomem walki z Ewą Wyszatycką

O tym, że freakowe gale trzeba brać na poważnie, świadczą liczby. Według nieoficjalnych danych każdą z gal Fame MMA ogląda w internecie ponad pół miliona widzów. A to wynik, za który władze największych w świecie federacji daliby się pokroić. Dlatego często profesjonalne organizacje wypożyczają zawodników do freakowych gal, licząc, że ich fani zafascynują się już w pełni zawodowym sportem.

Ale wróćmy do High League, tym bardziej że to była dopiero rozgrzewka, najciekawsze miało dopiero nadejść. Do głośnego debiutu w klatce szykowały się Maja Staśko i Ewa Wyszatycka.

Pierwsza z nich to lewicowa aktywistka, druga jest streamerką. – Mają dryg do sportu. Dobrze się ruszają, Maja dobrze zadaje ciosy proste. Gorzej wyglądają w klinczu, bo nie za bardzo wiedzą, w jakiej pozycji się znalazły – komentował usatysfakcjonowany poziomem Janikowski.

Choć wielu w to wątpiło, walka stała na przyzwoitym poziomie, pod wrażeniem był też zawodnik KSW. Staśko miała przewagę fizyczną i umiejętnie z niej korzystała. Nieźle radziła sobie w stójce, mocniej i celniej bila oraz nieźle kopała. W parterze lepiej prezentowała się Wyszatycka. - Maja jest zadziorą, to dziewczyna z jajami. Ewa jest bardziej delikatna, ale też ma umiejętności. Grappling i jiu-jitsu są po jej stronie. Ale obie wiedzą, co robić i to jest zaskakujące, bo walczą po raz pierwszy. Jestem pod wrażeniem - dodał Janikowski.

Panie walczyły przez trzy rundy po trzy minuty, jednogłośną decyzją sędziów wygrała Staśko. - Jeżeli ktoś nie wiedziałby, że to była freakowa walka, to mógł ją odebrać jak sportową. U tych zawodniczek jest potencjał do rozwoju. Sportowe federacje mogą być nimi zainteresowane - dodał Janikowski.

Amadeusz "Ferrari" Roślik i Paweł "Scarface" Bomba to dwóch influencerów, którzy mieli rozstrzygnąć w klatce konflikt. Kilka dni przed galą ustalili, że w ich walce dozwolone będą nie tylko uderzenia, kopnięcia i techniki kończące, ale także łokcie i soccer-kicki.

- Nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Tam jest dużo gry - mówił przed walką Janikowski. Z dużej chmury spadło tylko kilka kropli deszczu. Przez pierwszą minutę Roślik i Bomba pozorowali walkę. "Ferrari" robił show, odwrócił się do rywala i pokazał mu tyłek. Publiczność zaczęła gwizdać, a sędzia musiał przypomnieć zawodnikom, po co weszli do klatki. Po chwili "Ferrari" ruszył na rywala i znokautował go pod siatką.

- "Ferrari" poszedł jak dzik w żołędzie, tu nie było żadnych umiejętności. Ruszył i wleciał cepami w rywala i tym go zaskoczył. Zadając ciosy, prawie się przewrócił. W tej akcji nie było techniki, tylko siła i cepy. Jednym ciosem mocno trafił i było po wszystkim. Walka bez historii - komentował Janikowski.

- Jak oglądałem treningi "Mini Majka" w internecie, to byłem zaskoczony, że potrafi boksować, kopać i że umie wywrócić rywala. Nie widziałem tylko, jak radzi sobie w parterze - mówił Janikowski, gdy Mateusz "Mini Majk" Krzyżanowski wychodził do walki o pas mistrzowski High League w kategorii niskorosłych. Jego rywalem był Salim Chiboub, mistrz świata w K-1 niskorosłych.

Walka trwała tylko 34 sekundy. Po krótkiej wymianie ciosów Krzyżanowski przeniósł walkę do parteru. Tam znalazł się w pozycji bocznej, doszedł do krucyfiksu i zasypał rywala ciosami. Sędzia przerwał walkę.

- Jestem pod wrażeniem umiejętności "Mini Majka". Robi niesamowitą robotę. Jak poszedł do parteru, to od razu wiedział, że musi zabrać rękę rywala i wsadzić ją między nogi. To było dopracowane w każdym calu. Po walce było widać, jak mocno to przeżywał. Pewnie ciężko trenował i włożył w to całe serce. Brawo - mówił Janikowski.

Ulica kontra technika. Szpilka dużo ryzykował

Artur Szpilka był jedynym sportowcem z krwi i kości, który znalazł się w rozpisce gali High League 4. Miał już za sobą debiut w MMA, podczas gali KSW 71 pokonał Siergieja Radczenkę. W świecie freaków jego rywalem był Denis Załęcki, przedstawiany jako nieobliczalny streetfighter. - Dla Artura to była ryzykowna walka. Denis technicznie nie dorasta mu do pięt, ale to jest ulicznik, który bije z całej siły - stwierdził Janikowski.

Walka nie trwała nawet minuty. Załęcki, który już przed pojedynkiem narzekał na ból kolana, od razu ruszył na Szpilkę. - O, kurde – Janikowski był trochę zaskoczony początkiem walki. - Artur chce się bić technicznie, ale to jest ryzykowna taktyka. Ja na jego miejscu biłbym się z Denisem - komentował Janikowski.

Pojedyncze ciosy Załęckiego doszły do głowy Szpilki. Wydawało się, że "Bad Boy" ma przewagę, ale gdy chciał znokautować Szpilkę backfistem, padł na matę z grymasem bólu. Szpilka zadał kilka ciosów i było po walce. - Denis nie ma zbyt dużych umiejętności technicznych, bazuje na sile i dynamice. Było widać, że technika bije się z ulicą. Czuję niedosyt po walce, z chęcią obejrzałbym rewanż.

Janikowski był trochę rozczarowany poziomem sportowym walki wieczoru, w którym o pas mistrzowski wagi muszej walczyły najsłynniejsze polskie influencerki: Natalia "Natsu" Karczmarczyk i Lexy Chaplin. - Widać, że dziewczyny są początkujące. To jest typowo walka freakowa, bo nie widzę ani u jednej, ani u drugiej zbyt dużych umiejętności.

- W stójce o wiele lepsze wrażenie zrobiła na mnie "Lexy". Biła kombinację lewy-prawy i te ciosy dochodziły celu. Natsu ma bardzo słaby boks. Robiła dynamiczne i szybkie wejścia w nogi, ale nie potrafiła przewrócić rywalki.

Janikowski zaczął kręcić głową, gdy walka przeniosła się do parteru. - W tej płaszczyźnie nic się nie dzieje, są tylko przytulanki. Nie mają dziewczyny parterowych umiejętności. Widać, że ich trenerzy bardziej skupili się na walce w stójce.

- Maja Staśko i Ewa Wyszatycka dały o wiele lepszą walkę. "Lexy" i "Natsu" są delikatnymi dziewczynami. Walka też była delikatna, dlatego nie wzbudziła większych emocji - dodał. Jednogłośną decyzją sędziów wygrała "Lexy".

Kiedy skończyliśmy oglądać powtórkę High League, był już późny wieczór. I my, i Janikowski byliśmy trochę zmęczeni, ale też usatysfakcjonowani. My – fachowym komentarzem sportowca, on – tym, co obejrzał. – Nawet ktoś, kto jest fanem MMA, coś by dla siebie dzisiaj znalazł – podsumował Janikowski.

Więcej o: