- To mogła być piękna wojna - żałowali komentatorzy High League. Ale było czego żałować, bo Denis "Bad Boy" Załęcki od razu - w swoim ulicznym stylu - ruszył z pięściami w kierunku Szpilki i nie kalkulował. - Jeśli nie wygram z nim w pierwszej rundzie, to on załatwi mnie w drugiej - mówił Załęcki przed walką, kiedy pytany był o swoje przewidywania.
Przewidywania Załęckiego jednak się nie sprawdziły, bo Szpilka wygrał nie w drugiej, a w pierwszej rundzie. Ale dlatego, że Załęcki poddał wtedy walkę z powodu kontuzji. - Przede wszystkim szacunek dla Denisa, bo kilka razy mnie tam pierd***ł. Te ciosy doszły - chwalił Szpilka swojego rywala, który też nie chciał szukać wymówek, choć o tym, że będzie wychodzić do tej walki z kontuzją, mówił już w czwartek. - Szacunek dla Artura, mam nadzieję, że da mi kiedyś rewanż - przyznał Załęcki.
A po chwili za mikrofon chwycił Szpilka. - Możemy kiedyś jeszcze raz się spotkać, ale ja na dziś odpuszczam sobie freak fighty. Zobaczymy, może KSW? - zastanawiał się pięściarz z Wieliczki, który debiut w KSW ma już za sobą. Udany, bo w czerwcu na gali w Toruniu w efektowny sposób pokonał Siergieja Radczenkę. I to nie w stójce, a więc w płaszczyźnie, do której Szpilka - i Radczenko zresztą też - przyzwyczaił się przez wiele lat w boksie, a w parterze, gdzie zmusił Radczenkę do odklepania.
W sobotę w Gliwicach, gdzie odbywała się czwarta gala High League, Szpilka swoich umiejętności parterowych prezentować nie musiał. W stójce też za bardzo się nie zmęczył, choć Załęcki rozpoczął walkę szybko, od pierwszych sekund ruszył do ataku i szukał nokautującego uderzenia. - Na pewno trzeba mu oddać jedną rzecz: chłopak się nie boi, poszedł ze mną na wymiany - przyznał Szpilka.
Po czym skrytykował sam siebie: - Ja też trochę w tych wymianach źle się zachowywałem, bo stałem i przyjmowałem, zamiast schodzić w prawo, na co uczulali mnie trenerzy. Ale wiadomo: trenerzy swoje, a ja zawsze swoje... No cóż, dziś stało się, jak się stało. Może będzie rewanż. Zobaczymy. Ogólnie szacun dla Denisa - pochwalił znowu rywala Szpilka, po czym jeszcze raz zbił z nim piątkę.
Ta walka - bez względu na wygranego i przegranego - zapowiadała się, że skończy się właśnie takimi obrazkami. Obaj zawodnicy od początku darzyli się wzajemnym szacunkiem. A Szpilka, który jeszcze niedawno był zawodowym pięściarzem, mówił, że pojawił się w świecie freak MMA też po to, by dawać tutaj dobry przykład. Tłumaczył, że wcale nie potrzeba chamskich odzywek, obrażania czy sztucznego podkręcania emocji, bo te powinny pojawiać się przede wszystkim w klatce. A nie poza klatką, gdzie jest ich znacznie więcej. I to jak na razie znacznie bardziej kojarzy się z tym światem - freak fightów, czyli także z High League.
Zaczęło się kilka lat temu. Marta Linkiewicz zyskała gigantyczną popularność, kiedy w sieci pochwaliła się, że uprawiała seks z trzema raperami z Rae Sremmurd. Esmeralda Godlewska także chciała trafić na plotkarskie portale - najpierw występując w programie "Ex na plaży", później eksponując biust na Instagramie, a jeszcze później śpiewając z siostrą kuriozalną wersję świątecznej kolędy. Patostreamer Daniel "Magical" Zwierzyński zyskał obserwujących dzięki pijackim transmisjom na YouTube, w czasie których wyzywał i bił matkę i jej konkubenta, i w pijackim szale dewastował mieszkanie. A niedługo potem został skazany za popieranie nożownika, który zamordował prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Co łączy te wszystkie postacie? Że walczyły - bądź wciąż walczą - na freakowych galach MMA. A określenie patocelebryci pasuje do nich idealnie. Ale ci patocelebryci - co pokazuje choćby przykład Linkiewicz - powoli zmienią się w celebrytów, którzy wciąż są amatorami, ale mocno aspirują, by zostać półprofesjonalnymi sportowcami. Trenują sporty walki, zmieniają swój styl życia i z gali na galę robią progres sportowy. O nowym zjawisku w sportach walki pisze Antoni Partum na Sport.pl >>