Chamzat Czimajew to szwedzka gwiazda UFC, pochodzenia czeczeńskiego. 28-latek stoczył jedenaście walk i wszystkie wygrał. Ale u wielu fanów stracił szacunek, który zyskał w klatce. A to dlatego, że wielokrotnie publicznie popierał Ramzana Kadyrowa, czeczeńskiego przywódcę i bliskiego współpracownika Władimira Putina, który otwarcie wspierał inwazję na Ukrainę. Co prawda w UFC to nikomu nie przeszkadza, bo dla amerykańskiej federacji ważniejsze są pieniądze, jakie generuje Czimajew.
W Polsce jednak jest powszechnie krytykowany, dlatego wielu kibiców zdziwił fakt, że Czimajew pojawił się w WCA Fight Club. Szwed opublikował zdjęcie z warszawskiego klubu, gdzie trenował z Darrenem Tillem, także zawodnikiem UFC.
Warto dodać, że klubem WCA zarządzają Czeczeni: Anzor Ażyjew i jego brat Arbi Szamajew. Kibice zaczęli ich oskarżać o trzymanie sztamy z pupilkiem Putina. Na reakcję ze strony WCA nie trzeba było długo czekać.
"W związku z medialnymi informacjami dotyczącymi faktu pojawienia się w naszym klubie zawodnika MMA Khamzata Chimaeva, pragniemy poinformować, iż Khamzat Chimaev NIE BYŁ gościem Warszawskiego Centrum Atletyki, co zasugerowały niektóre media. Zawodnik faktycznie pojawił się w naszym klubie, gdzie jednorazowo przeprowadził trening - zrobił to jednak, wykupując jednorazowe wejście, co uczynić może każdy chcący odwiedzić WCA. Niestety, w czasie pobytu Khamzata Chimaeva w WCA, nie było nikogo z kadry trenerskiej oraz Zarządu WCA, kto mógłby zareagować na tę sytuację. Zawodnik nie został rozpoznany przez nasze pracownice z recepcji i dzięki temu mógł odbyć trening na naszej sali. Jest nam przykro w związku z zaistniałą sytuacją i z całą mocą podkreślamy, iż ekipa WCA nie popiera działań wojennych prowadzonych przez Federację Rosyjską na Ukrainie, a także poglądów Khamzata Chimaeva" - czytamy.
Wystarczy poznać historię życiową Anzora i Arbiego, by wiedzieć, że nie popierają rosyjskiej inwazji. W końcu sami byli jej ofiarami.
- Kilka razy próbowałem uciec z Czeczenii, ale łapały mnie służby. Byłem bity i torturowany. Próbowali dowiedzieć się, gdzie jest mój brat i gdzie chowają się partyzanci. Wiem, że dziś nie mogę wrócić do ojczyzny. Jak wrócę, to - mimo, że nic nie zrobiłem - mógłbym zostać skazany na 15 lat, albo i więcej. Mógłbym też zniknąć. Wielu ludzi wciąż znika - mówi w lutym na łamach Sport.pl Anzor, trener Mariusza Pudzianowskiego czy Jana Błachowicza.
Całą rozmowę o ich życiu i odnalezieniu szczęścia w Polsce możecie przeczytać TU.