Oto nowy mistrz KSW?. "O Błachowiczu też tak mówiłem, gdy inni go skreślili"

Antoni Partum
Polski kickboxing umiera. Nasi czołowi zawodnicy muszą szukać szczęścia i pieniędzy w MMA. - Niedzielny fan już nawet nie odróżnia, gdzie jest prawdziwy sport, a gdzie biją się freaki. Łatwo się pogubić - uważa Andrei Mołczanow, który zjadł zęby na kickboxingu. W sobotniej gali KSW zobaczymy m.in. Radosława Paczuskiego, Arkadiusza Wrzoska i Tomasza Sararę. - Paczuski może zostać mistrzem KSW. A i Wrzosek może namieszać - dodaje Mołczanow.

Już w sobotę 20 sierpnia dojdzie do długo wyczekiwanego starcia dwóch najlepszych polskich kickboxerów wagi ciężkiej. Tomasz Sarara przywita debiutującego w okrągłej klatce Arkadiusza Wrzoska. Ale starcie odbędzie się na gali KSW, a więc na zasadach MMA. To nikogo nie dziwi, bo kickboxerów ciągnie teraz do MMA. Porozmawialiśmy na ten temat z Andreiem Mołczanem, dziewięciokrotnym mistrzem świata w muay thai, który trenował w przeszłości Wrzoska, ale także Jana Błachowicza, Krzysztofa Jotko czy Michala Oleksiejczuka, dziś zawodników UFC.

Zobacz wideo "Wszyscy wysyłają mnie do freaków, wyzywają mnie od atencjuszek i instagramerek"

Antoni Partum: Czy polski kickboxing umiera?

Andrei Mołczanow: Nie tylko w Polsce. Kickboxing traci popularność na całym świecie. No, może z wyjątkiem Azji, gdy odbywają się gale federacji One Championship, z którą kontrakt podpisał Roberto Soldić, podwójny mistrz KSW. Ale popularność K1 w Azji bazuje na tradycji tego sportu w tamtym rejonie świata. W Chinach popularna jest Sanda, tamtejsza odmiana kickboxingu, a z Tajlandii wywodzi się muay thai, czyli tajski boks. Jeszcze w pierwszej dekadzie lat 2000. w Japonii był boom na K1, ale nie dość, że tamtejsze federacje były powiązane z Yakuzą, co odstraszało nieco telewizje i sponsorów, to w dodatku miejscowi bohaterzy zaczęli przegrywać z zagranicznymi zawodnikami. Kickboxing w Azji jednak wciąż ma się dobrze. W Europie jest go coraz mniej.

W Polsce kilka lat temu dobre gale organizowała federacja DSF, ale już jej nie ma.

- Jestem człowiekiem starej daty, więc mogę ocenić twój biznes, dopiero jak zobaczę papiery u księgowej i instrumenty finansowania. Niektórzy może zapomnieli, że jak chcesz organizować duże i fajne imprezy, to zarazem musisz też opłacić wszystkich zawodników na czas. A przecież zapłacić trzeba także za produkcję wydarzenia, na sprzątaczkach kończąc. W Polsce brakuje wykwalifikowanych menedżerów, ludzi, którzy nadzorują takie projekty od strony finansowej. 

Ale czy mogą pojawić się nowe, poważne federacje kickboxerskie w Polsce?

- Nie sądzę. Wydaje mi się, że dochodzi do przesytu na rynku. Co weekend masz jakieś mordobicie. Oprócz MMA, które zdominowało w Polsce inne dyscypliny, są walki na gołe pięści oraz freakowe gale. Tego jest za dużo. Poza tym zwykły widz, taki niedzielny fan, już nawet nie odróżnia, gdzie jest prawdziwy sport, a gdzie biją się freaki. Tym bardziej że coraz więcej sportowców walczy na galach freakowych. Łatwo się pogubić. Ale skupiając się tylko na kickboxingu, trzeba sobie jasno powiedzieć, że brakuje w nim wyrazistych postaci. A jak już się pojawią, jak np. Arkadiusz Wrzosek [waga ciężka w MMA] i Rafał Paczuski [średnia - do 84 kg], to przechodzą do MMA. Tam można zarobić znacznie większe pieniądze i jest więcej potencjalnych rywali.

Obu ich trenowałeś, a już w sobotę zawalczą na gali KSW 73. Zacznijmy od Wrzoska. Jak wspominasz waszą współpracę i gdzie widzisz jego sufit?

- Trenowałem grupkę, gdzie był też Rafał Korczak czy Jan Lodzik. A co do Arka, to najbardziej imponowało mi jego podejście. Miał jasno określony cel, do którego dążył ciężką pracą. Pracowity chłopak, który miał duże ambicje. Nigdy nie odmawiał trudnych wyzwań. A jeśli chodzi o aspekt techniczny, to świetnie kopie i dysponuje dobrą kontrą. Dwumetrowy chłop, który jest naprawdę zwinny i dużo w ringu widzi.

A co mógłby poprawić?

- Boks. Nie pamiętam, by w jakiejś walce dominował rywala swoimi rękoma. Zazwyczaj budował przewagę potężnymi kopnięciami.

W walce wieczoru gali KSW 73 zawalczy z Tomaszem Sararą (1-0), który debiut w MMA ma już za sobą. Obaj jednak zapewniają, że na Torwarze będą się bili w stójce. Kto jest faworytem?

- Tomka też znam. Sympatyczny, pozytywny gość, z którym kiedyś sparowałem, jak pomagałem w przygotowaniach polskiej kadrze. Sarara to typ zawodnika, który nigdy się nie poddaje. Walczy do ostatniej kropli krwi, więc trudno go przełamać. Ale przez swój wycieńczający styl, ma za sobą tyle wojen ringowych, że jest dziś nieco rozbity. Dlatego wydaje mi się, że Arek jest faworytem, bo jest młodszy, szybszy, bardziej głodny, mniej rozbity i będzie jeszcze mógł liczyć na głośny doping. Ale nie będę też w szoku, gdyby to Sarara wygrał, który ma szerszy wachlarz uderzeń. Faworytem Wrzosek, ale takim 60 do 40. Jedno jest pewne: to będzie kozacka walka.

Na Towarze będzie także Paczuski (4-0), który ma już za sobą cztery wygrane w MMA. Teraz czeka go starcie z doświadczonym Jasonem Radclifem.

- Radek ma dopiero 29 lat i wciąż się rozwija. Jak na swoją wagę jest bardzo silny. Już w kickboxingu potrafił nokautować, a tym bardziej w MMA, gdzie są mniejsze rękawice. No i Radek, tak jak Arek, nie boi się wyzwań. Śmiało mogę powiedzieć, że Paczuski może zostać mistrzem KSW w wadze średniej. Wrzosek też może namieszać. I tego im życzę. A pamiętaj, że kilka lat temu, gdy większość skreśliła Jana Błachowicza, to ja głośno mówiłem, że może zostać mistrzem UFC. No i nim został. Niech teraz też będzie podobnie.

 
Więcej o: