Tyson Nam to prawdziwy weteran MMA, który zadebiutował w klatce już w 2006 roku, a ostatni raz w oktagonie był widziany półtora roku temu, gdy przegrał na punkty z Mattem Schnellem. Forma urodzonego na Hawajach zawodnika była niewiadomą, bo Nam doznał kilka miesięcy temu poważnej kontuzji kolana. Ale w sobotę okazało się, że jest w dobrej dyspozycji,
Co prawda początek walki należał do Ode Osbourne’a (11-4). Jamajczyk próbował zaskoczyć rywala różnymi kopnięciami. Nie bał się szukać niestandardowych technik, jak np. latające kolano. No, ale nie potrafił się nim dobrze wstrzelić, więc Tyson Nam go wyczekał, a następnie skontrował potężnym prawym sierpem.
Dla prawie 39-letniego już zawodnika była to trzecia wygrana w ostatnich czterech występach.
Ale jeszcze piękniejszym nokautem pochwalił się Marlon Vera (22-7-1), który cudownym wysokim kopnięciem powalił Dominicka Cruza (24-4) w walce wieczoru gali w San Diego. Były mistrz padł jak rażony prądem. I trudno się dziwić, bo doszło prawdopodobnie do poważnego złamania nosa.
Dla Ekwadorczyka był to już czwarty triumf z rzędu, więc niedługo może dostać szansę walki o pas.
W San Diego był i polski akcent. Łukasz Brzeski przegrał swój debiut w UFC z Martinem Budayem po kontrowersyjnej decyzji sędziów. Po trzech rundach, sędziowie niejednogłośnie wskazali Budaya jako zwycięzcę, punktując 2x 29-28, 28-29 na jego korzyść. - Sądziłem, że Brzeski dość gładko wygrał pierwszą i drugą rundę. Szkoda, że sędziowie nie tak to widzieli - napisał na Twitterze TJ. Marciniak, ekspert od MMA.