Już 17 września odbędzie się freakowa gala High League, na której nie zabraknie sportowych akcentów. Artur Szpilka - po udanym debiucie w KSW - po raz drugi spróbuje swoich sił w MMA, a jego rywalem będzie Denis "Bad Boy" Załęcki, który wywodzi się z K1, ale ma też... duże doświadczenie uliczne, bo jest chuliganem klubu Elana Toruń. Ale co ciekawe najwięcej medialnego szumu wywołała także debiutująca w klatce Maja Staśko, lewicowa aktywistka.
"Najsłynniejsza polska aktywistka na rzecz praw kobiet, autorka książki 'Gwałt to przecież komplement. Czym jest kultura gwałtu?', twarz feminizmu i głos lewicy zadebiutuje w MMA" - pisze federacja na Twitterze. Wielu internautów zareagowało negatywnie na ten transfer do High League, bo wypomina Staśko hipokryzję. Aktywistka w przeszłości krytykowała Mailika Montanę, twarz federacji, za jego seksitowskie wypowiedzi. A co ma do powiedzenia sama zainteresowana?
- Zarzuca mi się hipokryzję, ale jeśli mam możliwość odbić tę piłeczkę i mówić bardzo głośno o seksizmie czy przemocy, to wydaje mi się to sporą wartością, której inna feministka czy organizacja nigdy nie będzie miała - mówi Staśko na łamach kobieta.gazeta.pl.
I dodaje: - To, że jestem częścią tej społeczności, nie oznacza, że zgadzam się ze wszystkim, co tam się dzieje. Podtrzymuję swoje zarzuty w stosunku do Malika Montany, a jednocześnie uważam, że wzięcie udziału w gali jest świetnym sposobem, by zwrócić na to uwagę. Pokazać, czym jest codzienny seksizm, obnażyć jego mechanizmy. Co z tego, że będę mówiła o tym przez lata w mojej bańce – przy takim wydarzeniu wysłucha mnie więcej osób.
Nie ma oficjalnej informacji, ile Staśko zarobi na walce, ale plotkuje się, że może otrzymać około stu tysięcy złotych. Lewicowa aktywistka zdradziła, że 20 tysięcy złotych przeznaczy na Fundację Fortior [pomaga mężczyznom, którzy zostali dotknięci przemocą domową], a kolejne 20 tys. zł trafi do Centrum Praw Kobiet.
- Od lat powtarzam, że przemoc jest bez zgody. W sytuacji, kiedy do oktagonu wchodzą dwie osoby, które chcą to zrobić, znają zasady, w każdej chwili mogą odklepać i zrezygnować, a poza tym czerpią z tego bardzo konkretne korzyści związane z widocznością, wynagrodzeniem czy po prostu sportową rywalizacją – nie ma mowy o przemocy. To sport, spektakl, coś, na co dane osoby wyrażają zgodę na własną odpowiedzialność. To trochę jak BDSM, które też nie ma nic wspólnego z przemocą - podsumowuje Staśko.
Na razie nie znamy rywalki Staśko.