Szymon Marciniak to najlepszy polski sędzia i jeden z czołowych w Europie. Niech świadczy o tym fakt, że niedawno sędziował półfinał Ligi Mistrzów i że znalazł się w gronie arbitrów, którzy będą sędziowali na mundialu w Katarze. Ale futbol to nie jedyna jego pasja.
Marciniak słynie z umięśnionej sylwetki. Ale nie zawdzięcza jej tylko siłowni. - Tajski boks to moja druga miłość, to moja pasja, uwielbiam to, i z tego nie zrezygnuję. Biję się na serio, bo bić się na niby nie można, ale ja tego potrzebuję! - stwierdził Marciniak w rozmowie z serwisem Sportowy24.pl.
43-latek opowiedział także o urazie, jakiego nabawił się przed mundialem w Rosji. - Po tamtym urazie wyciągnąłem wnioski, zawsze są tarcze na sparingach, szczęka w zębach, zakładam też ochraniacze, o których wcześniej zapominałem. Muay thai mnie ekscytuje, i nie chcę rezygnować z tego, co uwielbiam. Nawet jeśli mój zespół nie podziela mojej pasji, a nawet ma mi złe, że się jej oddaję. Ale właśnie muay thai daje mi odprężenie, kino nie wystarczało już do tego, żeby wyrzucić z siebie wszystkie emocje. Dwa razy w tygodniu mam sparingi, a w garażu wisi worek, z którego korzystam podczas indywidualnych zajęć dodatkowo przynajmniej raz w tygodniu. I na tym martwym koledze wyżywam się najbardziej - powiedział Marciniak.
Okazuje się, że Marciniak otrzymał nawet różne propozycje startów w MMA. - Nawet kilka. Podziękowałem. I to nie dlatego, że nakłaniano mnie argumentem: „Ty wiesz, ilu kibiców chciałoby zobaczyć, jak dostajesz ostre bęcki?!", a ja nie lubię dostawać, i mógłbym zrobić zawód promotorom. Za propozycję reklamowania piwa też zresztą podziękowałem. Wiem, co jest dla mnie, a co nie. W tym momencie - zaznaczył.
"Grając w juniorach Wisły Płock, w drużynie m.in. z Wojciechem Łobodzińskim, Bartłomiejem Grzelakiem czy Wahanem Geworgianem, zajął nawet czwarte miejsce w mistrzostwach Polski, w półfinale kopiąc po kostkach nieuchwytnego Pawła Brożka w Wisły Kraków. Po tamtym turnieju wpadł w oko skautom i trafił do VfB Annaberg. Ale już po roku, zamiast grać w niemieckiej trzeciej lidze, wrócił do Wisły, bo tęsknił za żoną. A był to czas, gdy do Płocka zjeżdżało mnóstwo zagranicznych piłkarzy. Przemiał był olbrzymi, więc Andrzej Strejlau, ówczesny dyrektor sportowy, stwierdził, że najlepiej będzie wypożyczyć Marciniaka do niższych lig. Tam prezesi wielokrotnie go oszukiwali i odbierali radość z gry w piłkę" - więcej przeczytacie w jego sylwetce napisanej przez Dawida Szymczaka ze Sport.pl.