Krzysztof Smajek: Czego dowiedziałeś się o sobie po przegranej walce z Markiem Samociukiem?
Izu Ugonoh: Dowiedziałem się, że mam problem zdrowotny, któremu musiałem się bliżej przyjrzeć. Pod koniec pierwszej rundy dusiłem się, zabrakło mi tlenu. Gdy w przeszłości miałem kłopoty z wydolnością i kondycją, to mocniej trenowałem, ale to nie przynosiło efektów. Problem tkwił głębiej. Po walce poszedłem do lekarza i dowiedziałem się więcej o sobie.
W czym tkwił problem?
Nie chcę o tym opowiadać, bo to jest moja osobista sprawa. Najważniejsze, że znaleźliśmy źródło problemu.
Po gali KSW 60 kibice zastanawiali się, co się z tobą stało. W pierwszej rundzie zdominowałeś rywala i wydawało się, że jesteś o jeden cios od zakończenia walki.
Pierwszy raz dobijałem rywala w parterze i zabrakło mi doświadczenia. W tej płaszczyźnie inaczej układa się ciało i inaczej zadaje ciosy. Z narożnika słyszałem podpowiedzi, żebym nie przestawał go bić. Cały czas zadawałem ciosy i myślałem, że sędzia przerwie walkę, ale tego nie zrobił, a ja doszedłem do punktu, z którego nie było już odwrotu.
Co się działo w twoim narożniku po pierwszej rundzie?
Świadomie próbowałem wyregulować oddech, ale nie dałem rady. Przed drugą rundą już nie nadawałem się do walki. Jak nie jesteś w stanie oddychać to już nie jest kwestia ani charakteru, ani umiejętności, ani niczego. Zadziałał tylko instynkt przetrwania. "To dlaczego nie zostałeś w narożniku?" - zapytał mnie kolega. Nie zostałem, bo nigdy nie poddałem się w taki sposób. Nie chciałem też Markowi odbierać takiego zwycięstwa.
Dzisiaj też podjąłbyś taką decyzję?
Mimo że w drugiej rundzie wyszedłem na egzekucję, to zrobiłbym tak samo.
Ktoś w narożniku chciał cię poddać?
Absolutnie nie, bo ta sytuacja zaskoczyła wszystkich. To był przykry obrazek i nie chcę go już więcej serwować ludziom. Nie byłem w stanie o własnych siłach opuścić klatki. Po walce byłem podłączony pod tlen, ale to nie pomagało. Dopiero po godzinie mogłem normalnie oddychać. Zdałem sobie wtedy sprawę, że coś jest nie tak z moim zdrowiem. Dlatego poszedłem do lekarza, bo jak jesteś chory, to idź do lekarza, a nie do psychologa, bo on ci nie pomoże, gdy masz problem z organizmem.
Wiele osób sugerowało, że przegrałeś, bo zawiodła cię głowa i nie wytrzymałeś presji. Na przykład z takimi problemami borykał się Andrzej Gołota.
Nie porównujcie mnie do Gołoty, bo on miał zupełnie inne problemy niż ja. Spalał się przed walką i nie trzymał ciśnienia. Ja nie mam z tym problemu. Osoby z mojego otoczenia mogą to potwierdzić. Po przegranej z Samociukiem to był idealny moment, żeby pozbierać pociski od wszystkich. Nawet od tych, którzy nie znają się na sportach walki albo nigdy nie dostali porządnie w ryj. Dominowały opinie, że nie mam kondycji i psychiki. Ludzie zawsze będą gadać, nie przejmuję się tym. Przykro mi było z innego powodu. Ciężko pracowałem na treningach, a w walce nie mogłem pokazać tego, co wytrenowałem. Przegrałem z czymś, co było we mnie. Pewnie zawiodłem wiele osób, ale nikogo bardziej niż samego siebie.
Za chwilę minie rok od twojej ostatniej walki. Czemu zrobiłeś sobie aż tak długą przerwę?
Chciałem jak najszybciej wrócić, żeby się odkuć i zapomnieć o przegranej z Samociukiem. Do walki byłem gotowy co najmniej pół roku temu. Ale wydaje mi się, że szefowie KSW nie wiedzieli, z kim mnie zestawić. Może byli zawiedzeni, że w taki sposób przegrałem, bo wiązali ze mną ogromne nadzieje. Jestem w stanie ich zrozumieć, ale czas ucieka i nie chcę czekać. Matchmaker KSW nie ma łatwego zadania, bo mój rywal nie może być wirtuozem MMA, ale to musi być interesująca walka dla kibica. Tak działa ten biznes. Nie zmienia to faktu, że chciałbym jak najczęściej walczyć. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie wejdę do klatki.
Chciałbyś rewanżu z Samociukiem?
Marek to bardzo fajny chłopak i dobry zawodnik, nic do niego nie mam, ale wydaje mi się, że rewanż byłby najlepszym rozwiązaniem. Już były robione do tego przymiarki. Myślę, że powinienem stoczyć jedną walkę, wygrać ją i wtedy możemy wrócić do tego tematu.
Pod względem zdrowotnym jesteś już gotowy do walki?
Uważam, że jest już lepiej, ale dopiero w sytuacji dużego stresu i wyzwania będzie widać, czy problem został rozwiązany.
Po porażce z Samociukiem zniknąłeś z mediów. Dlaczego usunąłeś się w cień?
Dostałem podpowiedzi, żeby tak zrobić, ale teraz uważam, że niekoniecznie to była dobra decyzja. Dzisiaj postąpiłbym inaczej, nie tylko w tej kwestii.
Artur Ostaszewski twierdzi, że za dwa-trzy lata możesz być mistrzem KSW. Podpisałbyś się pod słowami swojego menedżera?
Artur widzi, jak pracuję i ma podstawy do tego, żeby tak myśleć. Ten rok będzie dla mnie przełomowy. Jeżeli ze zdrowiem będzie wszystko w porządku i będę w stanie walczyć przez trzy rundy po pięć minut, to będę w stanie wygrać z wieloma zawodnikami. Ale teraz nie ma sensu o tym gadać, bo to jest gdybanie. Biorę też pod uwagę scenariusz, w którym będę musiał spakować zabawki i zająć się czymś innym.
Potrafiłbyś tak z dnia na dzień zakończyć karierę i odejść ze sportów walki? Wielu zawodników ma z tym problem.
Wiele rzeczy składa się na to, że zawodnicy nie potrafią zakończyć kariery. Im dłużej siedzę w tym biznesie, tym bardziej jestem w stanie zrozumieć zawodników, którzy walczyli dłużej niż powinni. Czasami jest to pasja, czasami uzależnienie, ale są też tacy, którzy nie potrafią znaleźć innej drogi w życiu. Ciężko jest dokonać zmiany, do tego potrzebna jest odwaga. Nie chcę za bardzo wchodzić w filozofię, mimo że jest to ważny element życia. Ale warto zadać sobie pytanie: Po co i dlaczego coś robisz? Dużo wygrałem, mam osiągnięcia sportowe, z których jestem dumny, ale ciągle marzy mi się kolejne zwycięstwo. Chciałbym zrobić walkę, z której będę zadowolony. Nie chodzi mi nawet o jej wynik, choć wiadomo, że chciałbym wygrać. To jest mój cel wewnętrzny, nie chodzi mi o to, żeby ludzie bili mi brawo.
W międzyczasie miałeś jakieś oferty powrotu do boksu?
I tak, i nie. Na rynku jest bardzo dużo organizacji sportów walki, ale ja mam kontrakt z KSW. Jeżeli sytuacja się zmieni i nie będzie tego kontraktu, to na pewno nie będę się nudził.
W Polsce pojawia się coraz więcej federacji, które organizują gale freaków. Śledzisz ich rozwój?
Nigdy nie wypowiadałem się na ten temat, ale podobają mi się gale freakowe, bo ludzie dobrze się tam bawią. Na najwyższym poziomie sportowym są zawodnicy, którzy walczą na śmierć i życie, bo sporty walki zastępują im wojny. Niektórzy zawodnicy wolą umrzeć w walce niż przegrać. Dlatego podobają mi się gale freakowe, bo to jest luźniejsza wersja sportów walki. Ostatnio oglądałem galę High League i byłem pod wrażeniem, trybuny byłe pełne, a walki ciekawe. Freak fighty przyciągnęły rzeszę kibiców, którzy wcześniej nie interesowali się sportami walki. Poza tym ludzie, którzy na co dzień nie zajmują się sportem, muszą przygotować się do walki i to na pewno ma pozytywny wpływ na ich życie.
Na galach freaków walczą też zawodowcy. Widziałbyś tam miejsce dla siebie?
Nie myślałem o tym, bo teraz mam inne ambicje i cele.
A twój powrót do boksu jest definitywnie wykluczony?
Miałem pomagać Michałowi Cieślakowi w sparingach przed jego walką z Lawrencem Okolie. I przy tej okazji wyszła najważniejsza rzecz, walka sama w sobie wciąż mnie kręci, sparuję regularnie w WCA, ale nie ciągnie mnie do sparingów bokserskich. Wielu ludzi zastanawia się, dlaczego odszedłem z boksu, niektórzy mówią, że zrobiłem to za wcześnie. Boks zostawił wielu ludzi rozbitych i zniszczonych. Jeżeli ktoś kocha to robić, to niech walczy tak długo, jak chce. Później będzie ponosił tego konsekwencje. Ja oddałem boksowi dziewięć lat życia, ale doszedłem do punktu, w którym zrozumiałem, że nie mam już do tego serca. Choć czasami mam takie myśli, że chciałbym wrócić do boksu. Na rewanż z Łukaszem Różańskim, który trafił na taki moment, że nie było mnie w ringu i się po mnie przejechał. Czasami myślę, że chciałbym, żeby Łukasz miał możliwość spotkać się w ringu z Izu, który chce walczyć. Oczywiście nigdy do tego nie dojdzie, bo z boksem już definitywnie skończyłem. Ale jestem sportowcem i czasami takie myśli przychodzą mi do głowy.