Pół roku temu Arkadiusz Wrzosek udowodnił, że należy do ścisłej światowej czołówki, gdy pięknym wysokim kopnięciem posłał na deski Badra Hariergo, legendę K1. W miniony weekend odbył się rewanż, ale walka została przerwana po dwóch rundach.
Federacja Glory przedwcześnie zakończyła galę nr. 80 ze względu na duże zamieszki na trybunach pomiędzy polskimi a marokańskimi kibicami. Początkowo myślano, że walka zostanie uznana za nieodbytą [NC - No contest], więc nie poznamy jej zwycięzcy. Ale zajrzyjmy w przepisy.
"Jeżeli pojedynek zostanie przedwcześnie zakończony z powodu defektu ringu, awarii oświetlenia, albo z innych przyczyn zależnych od organizatora, a zabrzmiał już gong kończący drugą rundę trzyrundowej walki (lub trzecią rundę pięciorundowej walki), to zwycięzcą zostaje ten, kto do tego momentu prowadził na kartach punktowych. W innym przypadku walka zostaje uznaną za nieodbytą [NC]. Sędzia może też przerwać pojedynek, jeśli z hali słychać okrzyki, które są sprzeczne z wartościami, moralnością i normami społecznymi" - czytamy w przepisach.
Dlatego obóz Polaka był pewny swego. Po dwóch rundach (z trzech zakontraktowanych) 29-letni Wrzosek prowadził na kartach sędziowskich. W pierwszej rundzie przeważał, a w drugiej dodatkowo posłał rywala na deski pięknym uderzeniem kolanem.
W piątek jednak poznaliśmy oficjalne wyniki i zaczęliśmy przecierać oczy ze zdumienia. Nie dość, że Glory przyznało remis w tej walce, to jeszcze wykasowało Polaka z rankingu, a przy jego nazwisku widnieje napis "nieaktywny".
Skontaktowaliśmy się z Wrzoskiem. - Jestem w szoku. 15 minut temu zadzwonił do mnie znajomy dziennikarz i mi o tym powiedział. Wcześniej nie otrzymałem żadnego kontaktu ze strony federacji. Żadnego! Właściwie nie wiem, co powiedzieć. Taki werdykt nie ma nic wspólnego ze sportem. Byłem wyraźnie lepszy. Nawet jeśli ktoś na siłę zaliczyłby pierwszą rundę Hariemu, to by ją mógł wygrać tylko 10:9, a ja, dzięki posłaniu go na deski, wygrałem drugą rundę 10:8. To prosta matematyka. Remis był po prostu niemożliwy - mówi Sport.pl wyraźnie rozczarowany Polak.
I choć mówimy o skandalicznej decyzji Glory, to nikt, kto śledzi sporty walki, nie może być nią wielce zaskoczony. W boksie, MMA, czy w K-1, regularnie dochodzi do kontrowersyjnych werdyktów.
- Rozmawiałem z moim menedżerem z Holandii i planujemy się odwołać od tej decyzji. Jak tam można było dać remis?! Przecież cały świat to oglądał. Wszyscy widzieli, kto był lepszy w ringu. Takie wałki to można robić na gali w jakiejś salce treningowej pod Wołominem, gdzie organizatorzy nie chcą dać przegrać lokalnemu bohaterowi, ale nie w Glory. Nie na oczach całego sportowego świata - podsumował Wrzosek.
Dla Wrzoska miał to być jeden z największych sukcesów w karierze. Ale w pełni zasłużony i osiągnięty ciężką pracą. Wrzosek rozpoczął treningi w wieku 18 lat, a pierwszą zawodową walkę stoczył 12 miesięcy później. Oprócz sali treningowej można było go spotkać przy Łazienkowskiej, gdzie dopingował Legię - jak sam mówi - odkąd pamięta.
- Z Legią jestem związany od urodzenia. Nie nazwałbym tego jednak nigdy zajawką, bo to oznaczałoby coś chwilowego. Legia nie jest fanaberią. Wychowałem się na Powiślu, od kiedy mogłem poruszać się po mieście samodzielnie, chłonę bycie legionistą. Chodzę na mecze Legii. To miłość, która jest przekazywana od dzieciństwa. Legioniści są moimi braćmi, na wyjazdach byliśmy już wszędzie i to naprawdę jest niepowtarzalny klimat. Nie będę tego ukrywał, ale większość tego, co osiągnąłem, zawdzięczam Legii. To ona ukształtowała mnie jako człowieka - mówił nam Wrzosek.