Potężna awantura nagle przerwała walkę Polaka i całą galę. Armagedon na trybunach

Arkadiusz Wrzosek był o krok od kolejnego efektownego zwycięstwa, ale galę Glory 80 nieoczekiwanie przerwali chuligani. Wszystko jednak wskazuje, że Polak może spać spokojnie, bo regulamin federacji jest po jego stronie. To warszawiakowi należy się zwycięstwo.

O tym, że 29-letni Arkadiusz Wrzosek jest czołowym polskim kickboxerem, wiedzieliśmy od dawna. Pół roku temu warszawiak udowodnił, że należy do ścisłej światowej czołówki, gdy pięknym wysokim kopnięciem posłał na deski Badra Hariergo, legendę K1. W miniony weekend odbył się rewanż Polaka z Marokańczykiem. Po dwóch rundach (z trzech zaplanowanych) Wrzosek przeważał na kartach sędziowskich. Do decydującego starcia jednak nie doszło, bo walka - jak i cała gala - została przerwana.

Zobacz wideo Na ich walkę czeka cała Polska? "To już prawie było dogadane"

To efekt zamieszek pomiędzy polskimi a marokańskimi fanami. Doszło do przepychanek, po hali latały krzesła, butelki, zapalniczki oraz inne przedmioty. Belgijska prasa o wszczęcie awantury oskarża Polaków, a konkretnie grupę "Teddy Boys 95", czyli fanatyków Legii o reputacji chuliganów, którzy zasiedli na trybunach w trakcie gali. Wrzosek się z nimi utożsamia, na lewym bicepsie ma wytatuowane "TB'95".

Z kolei polska strona utrzymuje, że to Hari, czyli rywal Wrzoska, nawoływał fanów do zamieszek. Tym bardziej że są z tego znani. Wystarczy przypomnieć walkę Hariego z 2016 r. z Rico Verhoevenem, kiedy to marokańscy kibice wdali się w bójkę tuż przy ringu. 

Wzajemne oskarżenia odłóżmy na bok, bo w niedzielę federacja Glory wydawała w sprawie oświadczenie.

"Glory głęboko żałuje, że gala została przerwana przez ludzi wykazujących niebezpieczne zachowanie. Nie tolerujemy ani nie akceptujemy zachowań, które zagrażają innym fanom, którzy przychodzą na imprezy, aby cieszyć się sportem z najwyższej półki. Na prośbę policji z Hasselt zatrzymaliśmy imprezę po II rundzie Hari - Wrzosek. Przepraszamy fanów, którym nie udało się zobaczyć końca tej walki i pojedynku Ben Saddik - Rigters. Przepraszamy także sportowców, którzy ciężko trenowali i nie wyszli do pojedynku. Sztuki walki to sport szacunku i uczciwej rywalizacji na ringu i poza nim" - czytamy. 

W mediach najczęściej można przeczytać, że walka zostanie uznana za nieodbytą [NC - No contest], więc nie poznamy jej zwycięzcy. Ale czy na pewno?

Skontaktowaliśmy się z ludźmi z obozu Wrzoska, ale ze względu na to, że sprawa wciąż nie jest rozstrzygnięta, Polacy nie chcą zabierać głosu. Ale są dobrej myśli. Dlaczego? Bo mają za sobą regulamin Glory.

Spójrzmy na punkt 1.2.14 regulaminu pt. "Kiedy sędzia przerywa pojedynek"

"Jeżeli pojedynek zostanie przedwcześnie zakończony z powodu defektu ringu, awarii oświetlenia, albo z innych przyczyn zależnych od organizatora, a zabrzmiał już gong kończący drugą rundę trzyrundowej walki (lub trzecią rundę pięciorundowej walki), to zwycięzcą zostaje ten, kto do tego momentu prowadził na kartach punktowych. W innym przypadku walka zostaje uznaną za nieodbytą [NC]. Sędzia może też przerwać pojedynek, jeśli z hali słychać okrzyki, które są sprzeczne z wartościami, moralnością i normami społecznymi" - czytamy w przepisach.

Jeśli organizatorzy będą trzymali się przepisów, to Polak powinien wygrać. Awantura na trybunach, to ani wina Wrzoska, ani Hariego. Odpowiedzialność powinna spaść na organizatorów, którzy nie wystarczająco zabezpieczyli imprezę. Po dwóch rundach nie było wątpliwości, że Polak jest lepszy w ringu.

W ciągu kilku dni powinniśmy poznać oficjalne stanowisko w tej sprawie.

Wrzosek, więcej niż kibic Legii

Dla Wrzoska byłby to jeden z największych sukcesów w karierze. Ale w pełni zasłużony i osiągnięty ciężką pracą. Wrzosek rozpoczął treningi w wieku 18 lat, a pierwszą zawodową walkę stoczył 12 miesięcy później. Oprócz sali treningowej można było go spotkać przy Łazienkowskiej, gdzie dopingował Legię - jak sam mówi - odkąd pamięta.

- Z Legią jestem związany od urodzenia. Nie nazwałbym tego jednak nigdy zajawką, bo to oznaczałoby coś chwilowego. Legia nie jest fanaberią. Wychowałem się na Powiślu, od kiedy mogłem poruszać się po mieście samodzielnie chłonę bycie legionistą. Chodzę na mecze Legii. To miłość, która jest przekazywana od dzieciństwa. Legioniści są moimi braćmi, na wyjazdach byliśmy już wszędzie i to naprawdę jest niepowtarzalny klimat. Nie będę tego ukrywał, ale większość tego, co osiągnąłem, zawdzięczam Legii. To ona ukształtowała mnie jako człowieka - mówił nam Wrzosek.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.