Takiego mistrza w KSW jeszcze nie było. Polak może przejść do historii. "To dla kasy"

Antoni Partum
Był mistrzem Polski w zapasach i czuje się sportowcem spełnionym. Wprost twierdzi, że w MMA i w boksie walczy tylko dla pieniędzy. - Bawię się i dopóki zdrowie mi pozwala, będę walczyć. Najchętniej zarabiałbym duże pieniądze za walki z niegroźnymi rywalami - mówi Daniel Rutkowski, który w sobotę powalczy o mistrzowski pas KSW. Jeśli go zdobędzie, przejdzie do historii polskiego MMA jako pierwszy potrójny mistrz.

Byli już w polskim MMA zawodnicy, którzy rządzili w dwóch kategoriach wagowych. Kilka lat temu podwójnym mistrzem FEN był Andrzej Grzebyk, a w KSW dwa pasy posiadał jednocześnie Mateusz Gamrot. Ale dopiero 33-letni Daniel Rutkowski został pierwszym mistrzem dwóch organizacji jednocześnie. Były zapaśnik zdominował wagę piórkową [do 66 kg] w Babilon MMA oraz w FEN. W sobotę będzie miał szansę zostać mistrzem KSW. I to u siebie w domu, bo gala odbywa się w Radomiu.

Antoni Partum:  Zacznijmy od tego, że wyglądasz dość niepozornie, mierzysz tylko 170 cm wzrostu. Czy często ktoś cię zaczepiał na ulicy, a później tego żałował?

Daniel Rutkowski: - Od zawsze unikałem awantur, nigdy nie wszczynałem bójek. Swoich umiejętności używałem w ostateczności, tylko w formie obrony. A jak ktoś mnie zaczepiał, to często mówiłem: "Słuchaj, jesteś kozak, jesteś lepszy, a mi daj spokój". Tyle najczęściej wystarczało, choć zdarzyło się, że musiałem kogoś skarcić. Ale powtarzam: tylko w ostateczności.

Zobacz wideo Polacy rozwiązali kontrakty z rosyjską organizacją. "Decyzję podjęliśmy w minutę"

W sobotę masz szansę na historyczny sukces w polskim MMA, ale karierę rozpocząłeś od dwóch porażek. Skąd ten falstart?

- Latem 2015 roku wróciłem z Baku z igrzysk europejskich, gdzie startowałem w zapasach, ale szybko odpadłem. Zresztą, jak cała polska zapaśnicza załoga z m.in. Damianem Janikowskim. Wtedy byłem całkowicie skupiony na zapasach, odbyłem kilka, może kilkanaście treningów MMA. Nagle zadzwonił do mnie kumpel i mówi: "Dawaj Rutek, jest gala w Bielsko-Biała". Wielu innych znajomych też zaczęło mnie namawiać na debiut, no i tyle wystarczyło, bo lubię wyzwania. Traktowałem to jako zabawę, więc porażką w debiucie się nie przejąłem. Raczej złapałem zapał, by zacząć trenować MMA na poważnie.

Damian Janikowski przeszedł do MMA, m.in. dla zdecydowanie lepszych pieniędzy. Ciebie też skusiła kasa?

- Nie ma co się oszukiwać, zapasy i MMA to finansowo dwa odległe światy. Przebranżowiłem się jednak też dlatego, że już przed igrzyskami w Baku obiecałem sobie, że jeśli nie zdobędę medalu, to zmienię dyscyplinę. Na szczęście wszystko pięknie się potoczyło. Pod względem finansowym i medialnym MMA odjechało zapasom i jest już nie do prześcignięcia

Byłeś zapaśnikiem, walczysz w MMA, ale próbujesz też sił w walkach bokserskich. Po co ci ten boks?

- Zaskoczę cię - startowałem także w zawodach strongmanów! Obecnie skupiam się przede wszystkim na MMA, a boks to po prostu fajny dodatek. Nie ukrywam, że w ringu walczę głównie dla pieniędzy. Ale równocześnie dużo się uczę boksując - poprawiam swoją stójkę, stopniowo pojawiają się automatyzmy, więc sprawia mi to wielką frajdę. Zamierzam łączyć boks i MMA. Na szczęście szefom KSW to nie przeszkadza.

Przegrałeś w boksie na punkty z Przemysławem Runowskim, który miał bilans 18-1. Wielu było zdziwionych, że zapaśnik tak wyrównaną walkę i dopiero sędziowie musieli podliczyć punkty.

- Co to jest za porażka, jeżeli w debiucie mierzyłem się z Runowskim, który miał na koncie tylko jedną przegraną. I to z mocnym gościem z Anglii [Josh Kelly 10-1-1]. Czy to jest jakaś ujma? Wątpię. Tym bardziej że nigdy nie miałem się za pięściarza. Ja po prostu wychodzę walczyć i tyle.

Dlaczego w Polsce MMA cieszy się dużo większym zainteresowaniem niż boks?

- No właśnie, w Polsce... W Stanach i w Anglii boks wciąż zapewnia większe pieniądze niż MMA. Dlaczego w Polsce jest inaczej? Czyja to wina? Trudno mi odpowiedzieć. Może dlatego, że MMA jest bardziej widowiskowe?

Rozumiem, że pieniądze w MMA zarabiasz zdecydowanie lepsze niż w boksie, tak?

- O konkretnych kwotach nie mogę mówić, ale dziś na MMA zarabiam lepiej. Wiesz, jestem posiadaczem dwóch pasów i mam ochotę na trzeci. Gdy zaczynałem się bić w klatkach, to zarabiałem grosze. 

Grosze, czyli ile?

- Potrafiłem zarobić 1500 złotych za pojedynek. I tak było przez kilka pierwszych walk. Momentami trzeba było wręcz dopłacać do tego interesu, żeby opłacić trenera, fizjoterapeutę, czy nawet dietę. Teraz w MMA zarabiam bardzo dobrze, a w boksie dobrze. Ale też głównie dlatego, że jestem rozpoznawalny, więc ludzie chcą mnie oglądać, niezależnie od tego gdzie się biję.

Twój debiut w KSW był wymarzony. Pokonałeś FIlipa Pejicia po kopnięciu na głowę. Ale na początku starcia kilka razy się zachwiałeś. Chorwat tak mocno bije?

- Wystarczy puścić tę walkę w zwolnionym tempie i zobaczysz, że żadnym z ciosów nie trafił mnie czysto. Większość uderzeń przyjąłem na gardę. Ale muszę mu oddać, że facet naprawdę mocno bije. Na szczęście udało mi się go znokautować spontanicznym kopnięciem. Kilka razy trafiłem go na wątrobę, więc pomyślał, że znowu tam uderzę, ale wtedy go zaskoczyłem kopnięciem na głowę. 

 

Sobotnia gala KSW, podczas której możesz przejść do historii, odbędzie się w Radomiu, twoim mieście. Słyszałem, że dobry z ciebie bileter.

- Pytasz, ile sprzedałem wejściówek? Grubo ponad tysiąc. Nie wiem ile dokładnie, bo sam się już w tym pogubiłem.

W sobotę spróbujesz zdobyć pas KSW. Według bukmacherów faworytem jest jednak Salahdine Parnasse (16-1-1).

- Zawsze jestem gorszy, a jakoś, kurde, ciągle wygrywam. Mam na koncie 12 zwycięstw z rzędu i choć nadal to moi rywale są faworytami, to czym ja się mam przejmować? Szczerze mówiąc, to zwisa mi to, kogo typują bukmacherzy. Ja i tak muszę wyjść do klatki i zostawić tam całe serce. Niezależnie, czy eksperci we mnie wierzą, czy nie.

Wydawało się, że Parnasse szybko "wyczyści" kategorię piórkową w KSW i zaraz czmychnie do UFC, ale sensacyjnie przegrał z Danielem Torresem. I choć wygrał w rewanżu, to już wiadomo, że da się go zranić. Jakie widzisz jego słabe strony?

- Ale on już w rewanżu był innym zawodnikiem. Walczył znacznie bardziej zachowawczo. Zresztą, wygrał tylko minimalnie na punkty. I tyle. A co do słabych stron, to on nie ma minusów. Serio.

A gdzie upatrujesz swoją szansę? W zapasach?

- Oczywiście, że tak. Ale jeśli się okaże, że będzie się skutecznie bronił, to poszukam innej drogi. Może uda mi się go zajechać kondycyjnie? Nie jestem z tych, którzy analizują godzinami rywala i rozkładają jego walki na czynniki pierwsze. Wchodzę do klatki i dopiero tam się orientuję, co tak naprawdę mogę zrobić, a na co mam uważać. Ale to nie znaczy, że kogoś lekceważę. Wręcz odwrotnie. Wiem, że muszę być przygotowany na wszystko, więc nie skupiam się tylko na najmocniejszym atucie rywala.

Mówiło się, że Parnasse zawalczy z Marianem Ziółkowskim, mistrzem wagi lekkiej i znanym przeciwnikiem dopingu. Polak mówił, że może zmierzyć się z Francuzem, ale sugerował, że tamten może się wspomagać, więc żądał testów. Poza UFC prawie nigdzie nie ma badań. Jaki ty masz stosunek do badań antydopingowych?

- Jestem za tym, aby wprowadzić testy. Ale głównie po to, by nie było głupiego gadania, że ten na pewno bierze, a ten jest czysty. Każdy sobie rzepkę skrobie, więc niech każdy robi to, co chce. My tracimy dużo zdrowia na tym, co robimy, więc czasami tylko w ten sposób da się jakoś wyleczyć, czy sobie pomóc.

Czyli, że doping pomaga przy regeneracji?

- Zdecydowanie. Ci zawodnicy, którzy biorą, to w większości zażywają doping, by szybciej się regenerować, czy sprawniej przechodzić rehabilitację. Przecież biorąc doping i tak musisz ciężko tyrać na sali. Nie jest tak, że weźmiesz sterydy i nagle nie musisz już trenować. 

Przy tobie też jest dopingowy cień - kiedyś przyznałeś, że i ty go próbowałeś.

- W 2015 roku wziąłem oksandrolon. Żałuję tego. Pierwszy raz skusiłem się na doping i w dodatku wcale mi nie pomógł. Ale co tu się dziwić, skoro brałem to przez dwa tygodnie, więc nawet szkoda o tym gadać.

Załóżmy, że wygrasz w sobotę. Będziesz chciał zostać w wadze piórkowej [do 66 kg] czy jednak miałbyś apetyt na pas wagi lekkiej [70 kg]?

- Nie chcę wybiegać myślami w przyszłość, bo pewnie czeka mnie pięć ciężkich rund z Francuzem. A apetytu i tak nie będę miał. Powtarzam: walczę dla pieniędzy. Najchętniej zarabiałbym duże pieniądze za walki z niegroźnymi rywalami. Im łatwiejszy przeciwnik, tym lepszy dla mnie. Na razie jednak nie planuję zmiany kategorii, bo nie mam żadnych problemów z robieniem wagi. Jak będą miał kłopoty, by schudnąć do 66 kg, to wtedy się zastanowię nad wagą lekką.

Chcesz powiedzieć, że nie masz ambicji sportowych i tylko chcesz zarabiać pieniądze?

- Tak. Osiągnąłem w sporcie, co miałem osiągnąć. Byłem mistrzem polski w zapasach, spełniłem marzenia. Teraz się bawię i dopóki zdrowie mi pozwala, będę walczyć. MMA to tylko biznes. Na szczęście dobrze mi idzie, jestem numerem jeden, więc jeszcze się będę bawić. Jak zdobędę kolejny pas, to chyba będę pierwszym potrójnym mistrzem na świecie. 

Ale gdzieś z tyłu głowy jest myśl o UFC, czy już trochę za późno?

- Niedawno zgłosiło się UFC, ale chcieli, bym czekał kilka miesięcy na debiut, a ja byłem gotowy na wczoraj, więc odmówiłem. Wiadomo, że człowiek myśli o UFC, ale na razie jestem związany z KSW, gdzie czuję się dobrze traktowany, więc nie wybiegam myślami w przyszłość. Dopóki mam kontrakt z KSW, to nie myślę o niczym innym. 

Mówisz, że sport to biznes. Ale w twoim życiu jest kilka biznesów. Czym zajmuje się twoja firma?

- Sport to biznes, ale dopóki zdrowie będzie mi pomagało, to będę walczył. Mogę nawet dziesięć razy z rzędu przegrać, ale jeżeli kibice będą chcieli, żebym dalej walczył, to będę to robił. A co do innych przedsięwzięć, to ze wspólnikiem mamy firmę zajmującą się spawaniem tworzyw sztucznych. Gdy muszę skupić się bardziej na sporcie, to więcej na głowie ma wspólnik. Jestem jednak świadomy tego, że całe życie nie będę sportowcem, a chcę mieć alternatywę i poczucie, że sobie poradzę na starość. Na razie jednak dobrze się bawię w MMA.

Widzę, bo uśmiech nie znika z twojej twarzy.

- Taki już jestem. Doceniam to, co mam. Nie lubię, jak ludzie marudzą, bo wiem, że zawsze może być gorzej. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA