Bez parteru, w dużych rękawicach, na zasadach K1. Ale dwóch na jednego, bo z jednej strony uczestnicy reality show "Pałacowe Love": Jakub Lasik i Rafał Pazik. A z drugiej Alan Kwieciński. Także osobowość medialna, którą może być kojarzona z programów "Warsaw Shore" czy "Ex na plaży".
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Ale Kwieciński to również zawodnik sportów walki. Zaledwie dwa tygodnie temu walczył z Denisem Załęckim na gali High League. Tam przegrał, ale w sobotę na gali Prime MMA nie miał żadnych problemów, by pokonać dużo drobniejszych i w ogóle niedoświadczonych Lasika i Pazika.
- Popadali jak muchy. Chyba nie wiedzieli, na co się pisali - mówili komentujący galę, kiedy Kwieciński zaatakował Pazika tzw. latającym kolanem. A chwilę później także Lasika, który odpadł w pierwszej rundzie - został wyliczony do dziesięciu. Pazik wyszedł do drugiej rundy sam. I choć był dwa razy liczony i dwa razy wstał, to po chwili po kopnięciu na wątrobę znowu zwijał się z bólu. - W K1 trzy liczenia w jednej rundzie oznaczają wygraną. To dobre dla jego zdrowia, że to już koniec - mówił komentujący galę Paweł "Trybson" Trybała, martwiąc się o Pazika, który wciąż leżał w oktagonie.
Pojedynki dwóch na jednego to już żadna nowość. Sporty walki od dłuższego czasu zmierzają w jeszcze dziwniejszym kierunku. Oprócz federacji zajmującymi się freak fightami (High League, Fame MMA czy debiutującej w sobotę Prime MMA), trwa wyścig, kto bardziej zaskoczy widza, kto da mu bardziej wymyślną rozrywkę związaną z zadawaniem bólu przeciwnikowi. Niedawno w Serbii odbyła się walka w budce telefonicznej. I to nie był pierwszy taki pojedynek, bo kilka tygodni wcześniej na ten pomysł wpadli Tajowie. Konkretnie federacja Fight Circus, która zorganizował taką walkę w listopadzie.
Polska też podąża za tymi trendami. O nowych zjawiskach w sportach walki pisze Antoni Partum na Sport.pl >>