"To nie był mój dzień, to nie są moje lata. Co dalej? Sama nie wiem. Po walce chciałam zdjąć rękawice i zostawić je w oktagonie, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Mimo całego bólu, wysiłku, wyrzeczeń i wylanych łez UFC jest, było i będzie jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaka mnie w życiu spotkała" - mówiła w sierpniu Karolina Kowalkiewicz (12-7), gdy przegrała z Jessicą Penne. I tym samym zanotowała piątą porażkę z rzędu.
Zazwyczaj tak słaba seria sprawia, że najlepsza organizacja MMA na świecie żegna się ze swoimi zawodnikami. Kowalkiewicz jednak cieszy się dużym zaufaniem ze strony szefa UFC. I otrzymała zapewnienie, że jeśli dalej będzie chciała walczyć, to ma od niego zielone światło.
Problem w tym, że Polka często przegrywała w dotkliwym stylu. Po gali UFC w Auckland, gdzie przegrała z Chinką Xiaonan Yan, miała pęknięty oczodół oraz skrzywioną przegrodą nosową. Okazuje się jednak, że Kowalkiewicz nie zamierza kończyć kariery.
"Jak to mówi klasyk "forma sama się nie zrobi". Wracam..." - napisała 36-letnia Kowalkiewicz w mediach społecznościowych.
Kowalkiewicz ostatni raz wygrała w 2018 roku, gdy pokonała Felice Herrig. Najważniejszy pojedynek w karierze miała w 2016 roku, gdy na gali UFC 205 zmierzyła się z Joanną Jedrzejczyk. I choć przegrała na punkty po pięciorundowej wojnie, to pokazała się z dobrej strony.
I co najważniejsze dziś: Kowalkiewicz i Jędrzejczyk zakopały topór wojenny. Między nimi nie ma już konfliktu, choć przez kilka lat miały dość napięte stosunki.