W sobotę odbyła się gala KSW 66. Hitową walką wieczoru było starcie Mariana Ziółkowskiego (4-2-0) z Borysem Mańkowskim (11-5-0). Ten pierwszy bronił pasa mistrzowskiego, a Mańkowski wrócił do klatki KSW po długiej przerwie. Na szali tej walki był pas mistrzowski wagi lekkiej. Ostatecznie Ziółkowski wygrał jednogłośną decyzją sędziów.
To nie było jedyne ciekawe wydarzenie podczas gali. Do oktagonu wrócił m.in. Michał Materla, który ostatni raz w KSW walczył w listopadzie 2020 roku. W sobotę zmierzył się z Brytyjczykiem Jasonem Radcliffem i pokonał go już w pierwszej rundzie przez techniczny nokaut. Tym samym Materla został pierwszym zawodnikiem w historii KSW, który osiągnął barierę 20 zwycięstw.
- Będę pamiętał tę galę przez pryzmat powrotu Michała Materli. Stoczył 26. pojedynek w klatce KSW. Nie umiem oglądać jego walk bez emocji. Przez niego uczyliśmy się tego sportu. Materla wyzwał Soldicia, mówiąc że nie był przygotowany do pierwszej walki. Wielcy mistrzowie są zakładnikami mentalności. Widać, że Materlę interesują wielkie pojedynki – powiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty Mateusz Borek, który oglądał galę w Szczecinie.
Więcej treści sportowych znajdziesz również na Gazeta.pl!
- Radcliffe nie miał pomysłu, jak poradzić sobie z Michałem. Michał był spokojny, uważny, cierpliwy. Nie ryzykował przesadnie na początku walki. Szukał tej akcji, wyczekał na właściwy moment i myślę, że nie można sobie było sobie wymyślić lepszego scenariusza – skomentował dziennikarz.
Największą niespodzianką gali była natomiast porażka Tomasza Narkuna z Ibragimem Chuzhigaevem. Stawką tego starcia był pas mistrzowski w wadze półciężkiej. Chuzhigaev wystąpił na gali KSW po raz pierwszy. Wcześniej zbierał doświadczenie na galach ACA, ACB i Absolute Championship Berkut. Na koniec to on triumfował przez jednogłośną decyzję sędziów. Narkun po sześciu latach panowania, bardzo niespodziewanie stracił pas mistrzowski. Czy dojdzie do rewanżu? Wydaje się, że Narkunowi się on należy za lata panowania w KSW. Ale w kontrakcie klauzuli o rewanżu nie ma.
- Jestem zdziwiony, że nie było kontraktu z klauzulą rewanżu dla mistrza. Zwykle coś takiego się tworzy. Tutaj być może team Tomka był przekonany, że poradzi sobie z Czeczenem i dlatego nie drążył tematu i nie naciskał, żeby była taka klauzula. W rewanżu Ibragim może znokautować Tomka, jak i Tomek może nie być tak naruszony i może nie mieć takich problemów z oddychaniem i ta walka może być dla niego łatwiejsza. Mógłby zachować siły na piątą rundę, czego dzisiaj nie widzieliśmy – ocenił Borek.
- Narożnik zdawał sobie sprawę, że jest blisko remisu przed ostatnią rundą. Natomiast Tomek był tak okaleczony i wypompowany, że po prostu nie było choćby 10 mililitrów paliwa, żeby w piątej rundzie podkręcić, zmienić bieg i próbować tę rundę wygrać – dodał.