Walka Roberto Soldicia z Mamedem Chalidowem była hitem gali KSW 65 w Gliwicach. Chorwat brutalnie znokautował Chalidowa, który po zawodach musiał udać się do szpitala. "Jezu, on się nie rusza". "Widzieliście jego oczy?". "Czy on w ogóle żyje?" - pod klatką było słychać głównie takie zdania.
Chalidow przeszedł tomografię, a jej wyniki okazały się zaskakująco pozytywne. Zawodnik jakimś cudem uniknął wstrząsu mózgu, ale i tak nie uniknie kilku zabiegów. Chodzi przede wszystkim o jego kości twarzy - W poniedziałek rano Mamed spotkał się z doktorem Michalikiem i w najbliższych dniach przejdzie kilka drobnych zabiegów. Chodzi o zapadnięty oczodół oraz złamany nos. Lekko dokucza mu tylko ból oka. Okazuje się, że prawdopodobnie nie miał nawet wstrząsu mózgu. Generalnie czuje się w porządku. Najważniejsze, że jest w dobrej kondycji psychicznej. Poza tym: Mamed zawsze wiedział, po co wchodzi do klatki i jakie wiąże się z tym ryzyko - powiedział Sport.pl Maciej Kawulski, który odwiózł Mameda do szpitala.
Kawulski na Twitterze udostępnił nowe zdjęcie Chalidowa. Widać na nim, że legenda KSW ma poobijaną twarz, ale nie wygląda na załamanego. "We are ok" napisał w opisie do fotografii współwłaściciel federacji.
Roberto Soldić po znokautowaniu Chalidowa nie wyrażał radości z szacunku do rywala, ale nie ulega wątpliwości, że odniósł gigantyczny sukces. Miał już pas wagi półśredniej (do 77 kg), a w sobotę został także mistrzem wagi średniej (do 84 kg). - Chcę zostać potrójnym mistrzem! Mogę się teraz zmierzyć z Tomaszem Narkunem [mistrz wagi półciężkiej, czyli do 93 kg] - zadeklarował 26-letni Chorwat, który wygrał swój 20. pojedynek w karierze.
Wydaje się, że to szalony pomysł. Szalony, bo nie dość, że w MMA jeszcze się nie zdarzyło, by ktoś był potrójnym mistrzem, to w dodatku rzadko kiedy mistrz z lżejszej dywizji pokonuje cięższego rywala. W sobotę po raz pierwszy w historii KSW w starciu dwóch mistrzów wygrał ten, który jest lżejszy.