Artur "Waluś" Walczak został znokautowany przez Dawida "Zalesia" Zalewskiego 22 października tego roku podczas gali Punchdown 5. Zawodnik został przewieziony do szpitala i okazało się, że doznał uszkodzenia mózgu. Od tamtej nocy "Waluś" pozostawał w śpiączce farmakologicznej. Jak informowaliśmy, w czwartek podjęta została próba przeniesienia poszkodowanego do specjalnego ośrodka. W piątek "Waluś" umarł jednak we wrocławskiej klinice.
Paweł Pyclik, dziennikarz RMF FM przekazał na Twitterze nowe informacje ws. śmierci Artura "Walusia" Walczaka. "Powodem śmierci była niewydolność wielonarządowa wynikająca z nieodwracalnego uszkodzenia centralnego układu nerwowego - podaje szpital" - napisał Pyclik.
Więcej treści sportowych znajdziesz na Gazeta.pl
Kilka dni po zdarzeniu, w wyniku którego doszło do tragedii, "Zaleś" stwierdził w prywatnej rozmowie z "Bonusem BGC", że na miejscu nie było karetki. "Mega mi przykro takiej sytuacji, nigdy nikt by się nie spodziewał. Uważam, że błędem było to, że nie było karetki na miejscu. Ogólnie mega dziwna sytuacja, bo rozmawialiśmy jeszcze po walce, a później stracił przytomność. Mam nadzieję, że stan się poprawi" - napisał Zalewski. Po czasie zawodnik przeprosił za przejęzyczenie i wytłumaczył, że po prostu nie widział karetki.
Artur "Waluś" Walczak w przeszłości był strongmanem. Jego największym sukcesem było wicemistrzostwo Polski w parach w 2015 roku. Do tego stoczył kilka walk w formule MMA.