Szymon Kołecki: Rozstaliśmy się, bo wspólnie z KSW uznaliśmy, że nie mamy pomysłu na kontynuowanie współpracy w zadowalający obie strony sposób.
- Odrzuciłem propozycję walki z Tomkiem, ponieważ nie satysfakcjonowała mnie ona pod względem finansowym. Nie odpowiadał mi również termin pojedynku. KSW nie było w stanie zapewnić mi innej, ciekawej walki, która zarobiłaby na siebie. Nie chciałem ich blokować ani do niczego przymuszać, dlatego zaproponowałem zakończenie współpracy.
- Niezupełnie tak było. Maciek ma dużo spotkań i prowadzi wiele rozmów, więc nie dziwię się, że nie pamięta wszystkiego. Poszło o dwie kwestie: o finanse i termin walki. Uważam, że za taką walkę powinienem dostać większe wynagrodzenie. Jeśli chodzi o termin, to miałbym niespełna osiem tygodni na przygotowania. A ja wtedy wróciłem na salę po wakacjach, byłem roztrenowany. Powiedziałem, że w tym terminie i za taką stawkę nie zawalczę z Tomkiem. Na tym zakończyły się negocjacje, nie było wybierania przeciwnika. Zresztą ja nigdy nie wybierałem sobie rywali. Myślę, że właściciele KSW potwierdzą, że zgadzałem się na wszystkie propozycje. Byłem przesądny i myślałem, że jak sam wybiorę sobie rywala, to może się to na mnie zemścić i przegram. Chcę jasno powiedzieć: jeśli finanse by się zgadzały, to podpisałbym kontrakt na walkę z Tomkiem Narkunem. Nawet z ośmiotygodniowym terminem na przygotowania, ale oczywiście wolałbym mieć więcej czasu.
Gdy zacząłem mówić o większym wynagrodzeniu, federacja stwierdziła, że to im się nie opłaca i nawet nie podjęli rozmowy o finansach. Mają do tego prawo. Wiedzą, co się im sprzeda, a co nie. To jest ich decyzja. Ja mam inne stanowisko w tej sprawie.
Rozmawialiśmy z Maćkiem i Wojsławem Rysiewskim, dyrektorem sportowym KSW.
Najpierw musimy dogadać się w sprawach finansowych. Jak to się stanie, to potrzebuję osiemnastu tygodni na przygotowania.
Maciek słusznie zauważył, że dla większości zawodników to byłaby prestiżowa walka. Ale ja jestem mistrzem olimpijskim i dla mnie są bardziej prestiżowe rzeczy w sporcie niż walka o pas. Mnie nie interesują już walki tylko ze względów sportowych. Jeśli miałbym walczyć z Narkunem, to musiałby się zgadzać i aspekt sportowy, i finansowy.
Szymon Kołecki jest częścią tego biznesu. Nie jestem rozczarowany, choć trochę mi szkoda, bo myślałem, że to właśnie w KSW zakończę przygodę ze sportem. KSW ze swoją historią, poziomem sportowym i wypłacalnością jest federacją, która najbardziej mi pasowała. Nie mam do nich żalu. Przez trzy lata bardzo dobrze mi się z nimi współpracowało, mimo że negocjacje zawsze były trudne. Byłem wymagającym partnerem i nie mieli ze mną łatwo, ale zawsze wszystko załatwialiśmy w dżentelmeńskiej atmosferze.
Nie, ja nigdy tak nie robię. Z nikim nie rozstałem się w złej atmosferze. Oczywiście nie do końca podoba mi się to, co mówi Maciej Kawulski, ale puszczę to mimo uszu. Mojej walki z Tomkiem nie można wykluczyć. Ale podkreślam, że nie będzie to łatwe, bo jestem drogim zawodnikiem. Moje oczekiwania są duże, bo Tomek to zawodnik z najwyższej półki, na dodatek walka miałaby się odbyć na dystansie pięciu rund.
W KSW są dwie wielkie gwiazdy, Mamed i Mariusz Pudzianowski i one są dla federacji najważniejsze. Nigdy nie chciałem się do nich porównywać ani nie miałem aspiracji, żeby dążyć do tego poziomu gwiazdorstwa. Nie uważam się za gwiazdę KSW. Ale znam swoją wartość jako olimpijczyka i sportowca, który od ponad 20 lat przewija się w świadomości różnej generacji Polaków. Pewnie też z tego powodu trudno się ze mną negocjuje.
Jeżeli jest to zagrywka, to jest sprytnie ułożona, ale ja nie biorę w niej udziału.
Jeżeli dostałbym czas na przygotowania, to myślę, że miałbym szanse z nim wygrać. U Narkuna ciężko jest znaleźć słaby punkt, ale jakieś oczywiście widzę i z czegoś mógłbym skorzystać. Zdecydowanym faworytem byłby jednak Tomek, nie tylko ze względu na umiejętności, ale także na doświadczenie. Bił się z bardzo dobrymi zawodnikami. Ma duże atuty, ale trener Mirek Okniński na pewno znalazłby coś, co przechyliłoby szalę na naszą stronę.
Jakieś sygnały do mnie docierają, ale nie ma konkretów. Chciałbym wrócić do klatki na początku przyszłego roku, ale skoro nie ma ofert, to niczego nie planuję.
Nie wiem. Każdy może do mnie zadzwonić z ofertą, ale ja nie mam presji ani żadnego ciśnienia. Zawsze mówiłem, że kwestie finansowe zależą od poziomu przeciwnika. Dlatego oczekiwałem większego wynagrodzenia za walkę z Narkunem niż z innymi rywalami. Jeżeli ktoś mi złoży ciekawą ofertę, to z niej skorzystam. Jeżeli nie to w przyszłym roku zacznę rekreacyjnie trenować MMA i też będę szczęśliwym człowiekiem.
Nie mam nic przeciwko freakowym federacjom. Na pewno nigdy nie będę walczył z kobietą, ale sportowe wyzwanie zawsze podejmę.