Koniec Chalidowa i Pudzianowskiego wywoła popłoch?! Bezkrólewie w KSW. Ale jest materiał na supergwiazdę

Antoni Partum
Mamed Chalidow i Mariusz Pudzianowski są na ostatniej prostej swych karier i na razie nie widać zawodnika, który może zostać gwiazdą ich formatu. KSW brakuje gladiatorów, którzy łączyliby świetne wyniki, rozpoznawalność, ciekawe historie i medialność. Jest problem? Czy go nie ma?

Słyszysz KSW, myślisz Mamed Chalidow i Mariusz Pudzianowski. Czeczen z polskim paszportem oraz były mistrz świata strongmanów to dwie największe gwiazdy polskiej federacji. Są z nią związane niemal od początku. A na pewno od momentu, kiedy KSW weszło na salony. Może nawet inaczej - w dużej mierze to dzięki nim KSW na salonach jest.

Zobacz wideo "Szykowałem się do ślubu i zostałem zatrzymany. Zrujnowano mi życie". 14 miesięcy koszmaru

Chalidowa i Pudzianowskiego łączy wysoki poziom sportowy, ciekawa historia życiowa, charyzma i gigantyczna rozpoznawalność. Gdy KSW rozpoczynała swoją działalność w 2004 r., na pierwszą galę w hotelu Marriott przyszło 200 osób. Gdy dołączyły do niej gwiazdy organizacja zaczęła wypełniać największe obiekty w Polsce: krakowską Tauron Arenę, trójmiejską Ergo Arenę czy wrocławską Halę Stulecia. A w 2017 roku udało się zapełnić nawet Stadion Narodowy. 55 tysięcy fanów na trybunach to drugi najlepszy wynik gali w historii MMA.

Chalidow zadebiutował w 2007 r. i dzięki widowiskowemu stylowi walki stał się pierwszą gwiazdą MMA w Polsce. Choć większość Polaków usłyszała o federacji Martina Lewandowskiego i Macieja Kawulskiego dopiero w 2009 r., gdy w klatce debiutował "Pudzian". Jego zwycięstwo nad Marcinem Najmanem w otwartym Polsacie oglądało ponad sześć milionów widzów.

Kłopot w tym, że Chalidow ma już 40 lat i raz karierę już skończył. 44-letni Pudzianowski też ma bliżej niż dalej do takiej decyzji. Tymczasem każdej federacji MMA - a KSW jest jedną z czołowych w Europie -potrzeba twarzy. Takich, które przyciągną kibiców do hal i tych, którzy wykupią PPV. Tyle że do tej pory KSW nie udało się wykreować godnych następców.

 Czy istnieje przepis na gwiazdę?

- Długo na tym myślałem i dochodzę do wniosku, że nie ma jednej drogi - mówi Sport.pl dyrektor sportowy KSW Wojsław Rysiewski. - W 2013 r. byłem w Sztokholmie na pierwszej walce Conora McGregora w UFC. Już na konferencji prasowej czuć było, że zostanie gwiazdą. Widać było w nim potencjał sportowy, ale do tego Irlandczyk miał świetne podejście do mediów. Potrafił hipnotyzować dziennikarzy.

- Z kolei Anderson Silva został mistrzem UFC w 2006 r. i był uznawany za najlepszego zawodnika bez podziału na kategorie, ale stał się gwiazdą światowego formatu dopiero trzy-cztery lata później, pokonując Thalesa Leitesa, Forresta Griffina i Demiana Maia. Dopiero wtedy zaczął wzbudzać naprawdę ogromne zainteresowanie.

- W Polsce też nie było jednej drogi - dodaje Rysiewski. - Michał Materla zbudował zainteresowane wojnami z Jay Silvą. Z kolei Mamed zawsze był świetnym sportowcem, ale nigdy nie był zbyt skory do udzielania do wywiadów. Ani - w przeciwieństwie do wielu zawodników - nigdy nikogo nie obrażał.

 

Materla, Gamrot, Błachowicz, Narkun...

Materla jednak już nie zostanie gwiazdą KSW. 37-latek przegrał najważniejsze walki w karierze (z Mamedem, z Roberto Soldiciem i dwie ze Scotem Askhamem). Poza tym, bez słowa zwinął manatki i wraz z bratem rozkręcają nowopowstałą organizację European Fight Masters. 

Po zdobyciu dwóch pasów KSW (wagi lekkiej i piórkowej) dobrym kandydatem wydawał się Mateusz Gamrot, ale on zamierza iść śladami Jana Błachowicza (też byłego zawodnika KSW) i podbić UFC. To naturalna kolej rzeczy - najlepszym własne podwórko nie wystarcza, chcą zdobywać tytuły w najważniejszej organizacji MMA na świecie. Błachowicz zresztą już tego dokonał, za nim chcą iść inni. I z jednej strony KSW może żałować utraty potencjalnych gwiazd, ale z drugiej - cieszyć się, że udało jej się wypromować zawodników rozpoznawalnych na świecie. W ich ślady mogą iść inni.

O podboju amerykańskiej federacji zapomnieć może jednak Tomasz Narkun. Jeszcze trzy-cztery lata temu "Żyrafa" był na szczycie KSW. W kategorii półciężkiej nie miał sobie równych, więc zaczął szukać wyzwań w innych kategoriach. Narkun zdołał dwukrotnie pokonać Chalidowa. Tamtych zwycięstw nie umiał jednak przekuć ani w sukces sportowy, ani medialny. Nie poszedł za ciosem, nie zdominował swoich kategorii, nie wypromował swojej osoby. Nie każdy ma do tego predyspozycje.

- Nasza praca jako KSW kończy się, gdy zawodnik wchodzi do klatki. Mamy minimalny wpływ na to, jak się zaprezentuje. Nie czuję żalu. Żal może czuć Tomek. Daliśmy mu wszystko, co mogliśmy - tłumaczy Rysiewski.

Czy ciężar podniesie Szymon Kołecki?

W kategorii półciężkiej jest co prawda zawodnik, który mógłby zostać wielką gwiazdą KSW - mowa o Szymonie Kołeckim (bilans 10-1), byłym mistrzu olimpijskim w podnoszeniu ciężarów. W sobotę rozgromił Akopa Szostaka już w pierwszej rundzie. Ale on zbliża się do czterdziestki i sam nie ukrywa, że w karierze zostało mu już tylko kilka walk.

- Gdyby trafił do MMA kilka lat wcześniej... - wzdycha Rysiewski. - Kołecki ma ogromny talent, a do tego wielki etos pracy, no i jest bardzo inteligentnym gościem. Wiek może być ograniczeniem, choć i tak staramy się wycisnąć maksimum z jego kariery. Na cztery pojedynki u nas, aż trzy to były walki wieczoru. Dopóki Kołecki będzie chciał się bić, a nam się to będzie opłacać, wciąż będzie jedną z naszych głównych twarzy - przekonuje dyrektor sportowy KSW. 

W ostatnim czasie furorę w KSW robi Marian Ziółkowski (23-8), mistrz wagi lekkiej. "Golden Boy" imponuje warunkami fizycznymi, przekrojem umiejętności i chłodną głową w walce. W klatce bywa świetny, ale poza nią - nie jest rozpoznawalny. 

Mamed i "Pudzian" to inna liga

Ziółkowskiego obserwuje na Facebooku raptem 15 tysięcy osób. Dla porównania: Mameda śledzi ponad milion, a Pudzianowskiego blisko 850 tysięcy. I nawet Narkun przebija Ziółkowskiego trzykrotnie (50 tys.). Nieco lepiej jest na Instagramie, gdzie Ziółkowskiego obserwuje 30 tysięcy kibiców, ale tam Mamed i Pudzianowski mają ponad 400 tysięcy, a Narkun 70.

Duże zasięgi, jak na standardy KSW, ma Damian Janikowski, brązowy medalista olimpijski w zapasach z 2012 r. Od kilku lat trenuje MMA i zapowiadał się na przyszłego mistrza. W pięknym stylu wygrał pierwsze trzy walki. Teraz jednak ma bilans 6-3 i trudno przypuszczać, by 32-latek był w stanie kiedyś podbić wagę średnią, która jest naszpikowana gwiazdami, jak Mamed czy Scott Askham.

- Myślę, że jedną z nowych gwiazd KSW może być Ziółkowski, który prezentuje bardzo wysoki poziom sportowy, kibice cenią jego naturalność, a przy okazji wciąż bardzo się rozwija. No i oczywiście są jeszcze Patryk Kaczmarczyk i Sebastian Przybysz - wymienia Rysiewski.

Lżejsi mają trudniej?

Przybysz (8-2) to nowy mistrz wagi koguciej, a z reguły bywa tak, że mistrzowie tej kategorii nie są najbardziej medialni. - Floyd Mayweather Jr. też jest podobnych rozmiarów, a stał się gigantem. Choć oczywiście z reguły jest tak, że im zawodnik jest cięższy, tym wzbudza większe zainteresowanie. Ale Sebastian ma ogromny potencjał, co pokazał w walce z Antunem Raciciem - przekonuje Rysiewski.

Z kolei niepokonany Kaczmarczyk został wybrany odkryciem roku 2020 w polskim MMA. Nic dziwnego, bo ma papiery, by stać się kompletnym zawodnikiem, a w dodatku zawodnik wagi piórkowej świetnie radzi sobie poza klatką. - Kaczmarczyk rzeczywiście może być nową gwiazdą KSW - przyznaje Rysiewski. - Po nim widać, że ma wielki potencjał sportowy, ale i marketingowy. Świetnie czuje się w social mediach, gdzie lubi zażartować, czy kogoś sprowokować, ale nie robi tego na siłę.

- Nie potrzeba go dodatkowo zachęcać do promowania siebie. Raczej dajemy mu pewne platformy, jak np. zaproszenie go w roli eksperta do studia podczas gali. Staramy się go pokazywać. A on z tego korzysta. W ostatniej walce pokonał Michała Sobiecha, także uznawanego za wielki talent. Kaczmarczyk ma papiery, by stać się wyjątkowym - przekonuje Rysiewski.

- No i jest Andrzej Grzebyk (18-4). Jego też warto śledzić - mówi Wojsław. I faktycznie warto go śledzić. Podczas gali KSW 62 pokonał Litwina Mariusa Žaromskisa (23-10, 1 N/C). 30-letni Polak zrewanżował się doświadczonemu Litwinowi za pechową porażkę sprzed ośmiu miesięcy.

A może Roberto Soldić?

Czy największą gwiazdą, twarzą KSW może być tylko Polak? Póki co, takiego nie było. - Przez lata marzyłem, by w procesie internacjonalizacji federacji KSW doszło do sytuacji, gdy Polacy będą walczyć o pasy z zawodnikami z całego świata. I tak się dzieje. To jest dowód na to, że jesteśmy międzynarodowym produktem. Promotorzy muszą dawać przykład, bo jeżeli będziemy żałować, że polscy zawodnicy przegrywają, to fani będą myśleć podobnie. To nie jest tak, że wolę, żeby wygrał Polak niż Roberto Soldić czy Askham. Wszyscy mistrzowie są nasi. Walczą dla KSW, pokochali nasz kraj i organizację, w której zdobywają pasy - uważa Maciej Kawulski.

I to właśnie Roberto Soldić (18-3) wydaje się naturalnym kandydatem do roli lidera organizacji. Chorwat ma bardzo widowiskowy, ofensywny styl. O sile jego pięści zdążyli się już przekonać m.in. Dricus Du Plessis, Borys Mańkowski czy Michał Materla.

- Sam się zastanawiam, czy on już jest naszym koniem pociągowym - mówi Rysiewski. - Na pewno jest gwiazdą. Pytanie: jak dużą? Czy Polacy uznają go za supergwiazdę? Na pewno ma świetną interakcję z fanami. Opanował kilka zwrotów po polsku, w tym nasze najpopularniejsze słowo, już wzbudza pozytywne emocje.

- W swojej drugiej walce w KSW miał głośny doping. Tłum skandował: Roberto! Roberto! A że jeszcze ma efektowny styl walki, to już jest przepis na sukces. Poza tym można go, brzydko mówiąc, wykorzystywać do promocji za granicą, szczególnie że coraz bardziej otwieramy się na Bałkany - tłumaczy Rysiewski.

- Na ostatnich 10 gal KSW Mamed lub "Pudzian" walczyli tylko na trzech - zauważa dyrektor sportowy organizacji. - A zapewniam: wszystkie gale były dochodowe. Nawet jeśli nie ma supergwiazd, to na sportowych nazwiskach da się zorganizować fajną imprezę - zakończył dyrektor sportowy KSW.

Nie ma jednak wątpliwości - Mamed Chalidow i Mariusz Pudzianowski to ikony KSW. I gdyby kończyli kariery w tym momencie, to w polskiej klatce zapanowałoby bezkrólewie.

Więcej o: