Tomasz Narkun: Myślę, że przyzwoicie wykonuję swoją robotę i dużo osób się do mnie przekonuje. Czasami mam zadziorny charakter, ale później pokazuję w walkach, że jestem mocnym zawodnikiem i nigdy nie odpuszczam. Myślę, że mam coraz więcej fanów. Kocham swoich kibiców i czuję ich wielkie wsparcie. Myślę, że więcej kibiców mnie kocha niż nienawidzi.
- Czasami wyrażam opinię na temat rywali, jeden odpowie, drugi nie. Zaczepki słowne są częścią tego sportu. Uwielbiam, gdy ktoś podejmuje ze mną słowną rywalizację. Czuję się wtedy jak ryba w wodzie, lubię narzucać rywalom swoją grę. Jeśli ktoś mnie atakuje, to zawsze odpowiem. Mam tak od dziecka. Już w piaskownicy biłem się i wyzywałem z innymi dzieciakami. W szkole podstawowej biłem się ze starszymi chłopakami. Zawsze byłem zadziorny. To jest cecha charakteru, którą ciężko jest zmienić. Ale nie chciałbym jej zmieniać, bo to się sprzedaje, ludzie to kochają.
- Trudno, żebym nie czuł się gwiazdą MMA w Polsce, skoro pokonałem najlepszego zawodnika w historii KSW. Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo spełniłem dwa marzenia: zdobyłem pas KSW i wygrałem z Mamedem. Kolejnym moim marzeniem jest pas kategorii ciężkiej.
- Jeżeli chodzi o aspekt sportowy, to zmieniło się wszystko. Ludzie, którzy mnie wcześniej nie znali, myśleli, że wygrałem tylko z Mamedem. Nie doceniali mojej całej kariery i innych zwycięstw. Później zaczęli postrzegać mnie inaczej, stałem się dla nich prawdziwym mistrzem. Po zwycięstwach z Mamedem zrobił się wokół mnie ogromny szum. Przeskoczyłem kilka poziomów, zarówno marketingowych jak i sportowych. Jeśli porównałbym to do pracy w korporacji, to po zwycięstwie nad Mamedem awansowałem na dyrektora.
- Oczywiście, to wszystko musi ze sobą współgrać.
- To była trudna i wymagająca droga. Było wiele wyrzeczeń, łez i nieprzespanych nocy. Toczyłem walki z rywalami, ale też z samym sobą. Było dużo przeciwności losu. Ludzie, którzy chcą coś osiągnąć w życiu, wiedzą, że na sukces trzeba ciężko pracować. Kibice widzą tylko końcówkę moich przygotowań: 15 lub 25 minut walki, a ja do pojedynku przygotowuję się przez trzy miesiące. To są codzienne treningi, to jest żmudna i wyczerpująca praca, która jest moim celem w życiu. Mam świadomość, że nie będę tego robił do końca życia. Teraz mam swoje pięć minut i chcę je wykorzystać.
- Po zwycięstwach nad Mamedem UFC ciągle puka do moich menedżerów. Ale mam kontrakt z KSW i nie chcę wybiegać w przyszłość.
- Z tym pytaniem odsyłam do mojego menedżera. Nie chcę rzucać datami, bo dokładnie nie wiem. Nie chcę też niczego deklarować.
- Jest mi tu dobrze, a czas pokaże, w którą pójdziemy stronę.
- Wszystko zaczęło się od Joanny Jędrzejczyk, bo to ona przetarła polski szlak w UFC. Na pewno ich sukcesy działają na wyobraźnię. Dzisiaj jestem w KSW, a nie w UFC, ale mam świadomość, że polscy zawodnicy świetnie radzą sobie w najlepszej organizacji na świecie. Nie ma już tej przepaści, która była jeszcze kilkanaście lat temu. To się zatarło, Polacy wygrywają z rywalami z pierwszej dziesiątki UFC, zdobywają pasy.
- Jestem porównywany z nim, bo walczymy w tej samej kategorii wagowej. Poza tym Janek też był mistrzem KSW. Dużo ludzi czeka na to, żebym tak jak on poszedł do UFC. Taka jest kolej rzeczy. Sam nie chcę się porównywać z Błachowiczem, bo może wyjść z tego jakiś niesmak. Z Jankiem znamy się bardzo dobrze i nie chcę się z nim porównywać, do niczego nie jest mi to potrzebne.
- Dostałem ofertę i od razu zgodziłem się na rewanż. Wiem, że jestem w stanie go pokonać. Gdybym w pierwszej walce przegrał przez nokaut lub poddanie na początku pierwszej rundy, to nie chciałbym rewanżu. Ale walczyłem z nim przez pięć rund, wówczas jako jedyny w KSW nie przegrałem z nim przed czasem.
- Myślę, że kibice, którzy doceniają kunszt MMA i kochają ten sport, są wniebowzięci. Tym, którzy tylko krytykują, nigdy się nie dogodzi. Uważam, że to jest cudowne zestawienie, jedno z najlepszych w ostatnich latach w KSW.
- Skupiam się tylko na sobie, nie patrzę na niego. Z De Friesem biłem się 25 minut i myślę, że na tyle znam jego styl, że nie muszę analizować jego walk. Brytyjczyk dąży do kontroli w parterze, stójkę ma zachowawczą, a zapasy bardziej ofensywne. Bazuje na tym, by być z góry i ubijać rywali.
- Była też możliwość walki w kategorii półciężkiej, ale chciałem De Friesa. Porażka z Brytyjczykiem długo we mnie siedziała, bo słabo wypadłem w tej walce. W rewanżu chcę być najlepszą wersją siebie.
Myślę, że to tylko kwestia czasu, gdy KSW zakontraktuje nowych prospektów w kategorii półciężkiej.