Tym razem o Najmanie zrobiło się głośno po gali FAME MMA. 41-latek miał się bić z "Don Kasjo" na zasadach pięściarskich, ale gdy tylko zdał sobie sprawę, że nie pokona rywala, to najpierw go obalił, a potem - już po ostrzeżeniu sędziego - kopnął. Najman został zdyskwalifikowany, ale to był dopiero początek zamieszania. Po ogłoszeniu werdyktu sędziowskiego, Damian Herczyk, trener Najmana, podszedł do "Don Kasjo", którego obezwładnili ochroniarze, i wykręcił mu nogę, zrywając mu więzadła w stawie skokowym.
Najman próbował się tłumaczyć. Mówił, że rywal obrażał jego rodzinę, więc w klatce puściły mu nerwy. Ale skoro tak mówił Najman, to trudno brać to na poważnie, bo jego słowa zazwyczaj mijają się z faktami. No i jak to możliwe, że ktoś, kto uważa siebie za poważnego w przeszłości pięściarza, instynktownie sięga po techniki z innych dyscyplin? Odpowiadamy: to niemożliwe. Tym bardziej, że Najman twierdzi, że dopiero od kilkunastu miesięcy trenuje MMA, a w boks bawi się ponad 20 lat. Pojawiła się więc teoria, że Najman, lub ktoś przez niego wystawiony, postawił u bukmachera zakład, że 41-latek nielegalnie kopnie rywala. Płacili nawet cztery złote za każdą postawioną złotówkę. Teoria została jednak obalona przez samego bukmachera.
- Część z Was dopytuje o zakład na to, że Najman wyprowadzi przynajmniej jedno kopnięcie. Oficjalnie zatem informujemy, że na to zdarzenie przyjęliśmy 268 zakładów o łącznej stawce 2533 zł - oświadczył bukmacher. Trudno więc przypuszczać, by Najman obstawił, tym bardziej, że miał zarobić za walkę około stu tysięcy złotych. No i takie zakłady, gdy wygrana jest liczona w tysiącach, są poddane dużo większej kontroli niż normalny kupon. Bukmacherzy w takich zakładach widzą sens głównie marketingowy.
Wszystko wskazuje, że po prostu stchórzył, tak jak zawsze to robił. Choć lubi, gdy nazywa się go "El Testosteron", to zdecydowanie lepiej pasuje mu inna ksywka: Marcin "zawsze coś" Najman. Bo zawsze znajdzie jakąś wymówkę. I nigdy nie brzmi ona wiarygodnie.
W ostatnich latach Najmana ośmieszali niemal wszyscy. Z łatwością pokonywali go: Mariusz Pudzianowski, Robert "Hardkorowy Koks" Burneika, Przemysław Saleta, Rihard Bigis, Paweł "Trybson" Trybała czy Piotr Piechowiak. Moglibyśmy teraz każdego rywala rozłożyć na czynniki pierwsze, jak np. Bigisa, czyli anonimowego pięściarza z Łotwy, który, przed starciem z Najmanem, nie walczył od trzech lat, a jak już się bił, to w niższych kategoriach wagowych. Ale to nie ma większego sensu, bo wystarczyło obejrzeć te walki. Wszystkie porażki Najmana mają dwa wspólne mianowniki:
Nie uznaje swojej porażki, bo zawsze ma jakieś absurdalne tłumaczenie albo podejrzaną kontuzję. W drugiej walce z Saletą sędzia musiał przerwać pojedynek, bo Najman stwierdził, że złamał nogę. Później okazało się, że do złamania nie doszło.
W walkach z Bigisem dwukrotnie skarżył się na bark, ale chyba sam nie wiedział, który go bolał: prawy czy lewy?
Przykładów można byłoby mnożyć. Z kolei jeśli przeanalizujemy jego porażki, to Najman zawsze poddawał się, zanim przeciwnik tak naprawdę zdążył go zranić. Pudzianowski zdążył go uderzyć kilkoma młotkami, ale np. Trybson już nie. Najman zazwyczaj robi to samo. Chowa się w pozycji żółwia i po kilku przyjętych ciosach na głowę, odklepuje.
W mediach pojawił się już dobrych kilka lat temu, jako uczestnik reality show "BIG Brother - VIP". To tam publicznie zaczął snuć marzenia o karierze bokserskiej. Na koncie miał już kilka walk ze średniej klasy pięściarzami, więc część kibiców mogła się nabrać na jego opowieści. Trzeba jednak zaznaczyć, że przegrał swoje trzy pierwsze pojedynki. Później kilka walk wygrał, ale nie miały one ze sportem zbyt wiele wspólnego - Najman albo zwyciężał z anonimami, albo w dość kontrowersyjnych okolicznościach, bo np. w hali gasło światło.
- Kiedyś był taki promotor Jan Giel. Miał w swojej stajni sporą grupę zawodników z Węgier, Słowacji i Czech, którzy byli tzw. bokserami na telefon. Obsługiwał nimi różne gale, nawet Marcin Najman mierzył się z jego zawodnikami. Gdy wchodzili do ringu, nikt nie liczył na ich zwycięstwo. Mieli tylko poprawić rekord gospodarzowi. Jednym z nich bywał Najman - wspomina Janusz Pindera, ekspert Polsatu Sport.
Mijały lata, a Najman wciąż nie odnosił żadnych sukcesów. A gdy już sobie, za pomocą tanich prowokacji, wyszczekał poważną walkę, to później zostawał brutalnie weryfikowany. Przegrywał m.in. z pięściarzami o uznanie renomie, jak Dawid Kostecki czy Andrzej Wawrzyk. Ale choć przegrywał, to sława nie mijała, bo dobrze rozumiał, jak działa ten biznes. To, czy zawalczysz na danej gali, częściej wiąże się z twoją rozpoznawalnością niż z prezentowanym poziomem sportowym. W pewnym momencie - był to 2010 rok - środowisko bokserskie powiedziało "mamy dość".
Dlaczego w mediach Najman wciąż bryluje jako znany bokser, a w ringu nie potrafi tego potwierdzić? Kilku czołowych naszych pięściarzy na czele z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem, Mariuszem Wachem i Przemysławem Saletą podpisało otwarty list do mediów, aby nie nazywać Najmana "bokserem". I wcale nie chodziło o to, że niektórym "bokser" kojarzy się z rasą psa.
- Obraźliwe komentarze Marcina Najmana na temat czołowych polskich zawodników wypaczają obraz naszego środowiska. Najman nigdy nie był i nie będzie bokserem, nigdy ciężko nie trenował, a jedyne dwie prawdziwe walki otrzymał dzięki autopromocji w tabloidach. Obie zresztą szybko przegrał (z Wawrzykiem i Pudzianowskim). Wszystkie pozostałe pojedynki Najmana odbyły się z opłaconymi przez niego przeciwnikami, a jedyny z nich, który miał więcej zwycięstw niż porażek, urodził się w 1960 roku! - apelowali sportowcy.
Pozycja Najmana w środowisku zaczynała tracić na znaczeniu, ale jego nazwisko ciągle mogło się dobrze sprzedać. Świetnie to rozumieli Martin Lewandowski i Maciej Kawulski. Właściciele KSW zaproponowali mu kontrakt, ale po porażkach z Pudzianowskim i Saletą nigdy mu już propozycji nie złożyli. Najman jednak się nie zraził, a zaczął staranniej dobierać rywali. Zorganizował sobie nawet walkę o pas mistrza Europy w kickboxingu (niszowej) federacji WKU. "Pojedynek" pokazuje, jaki to był poziom. I tak na marginesie: czy ktoś zna zawodnika K-1, który w debiucie walczy o pas mistrzowski?
Później Najman wielokrotnie się chwalił zdobytym tytułem. Ale co w tym dziwnego, skoro Najman nawet się chwali cudzymi pasami? "Czy dla tego człowieka jest jakaś granica żenady?!" - pyta Przemysław Saleta i zamieszcza na Facebooku zdjęcie Marcina Najmana, który trzyma w szklanej witrynie pas IBO zdobyty w 1999 roku przez Saletę.
Dziś już nikt się nie nabiera na Najmana. Po sobotniej gali Fame MMA aż 83 proc. ankietowanych uważa, że Najmana nie można nazywać sportowcem - wynika z ankiety Sport Management Polska oraz Sport Analytics.
Badacze pytali także o motywacje widzów do oglądania Najmana. Najczęstszą odpowiedzią było "dla śmiechu" (76,1 proc.), ciekawość jak potoczy się starcie (68,6 proc.). Ponad 40 proc. badanych udzieliło odpowiedzi "chcę zobaczyć kolejne upokorzenie Najmana".
Po co oglądasz Najmana? Ankieta
FAME MMA ogłosiło, że zawodnik oraz trener Herczyk zostali dożywotnio zdyskwalifikowani. "El Testosteron" pochwalił się, że tuż po walce z "Don Kasjo" otrzymał propozycje z dwóch innych organizacji. Naturalnym kierunkiem byłby powrót do FFF (Freak Fight Federation), gdzie przegrał z Trybsonem. Jednak nie zanosi się w najbliższym czasie na kolejną galę FFF, a organizatorzy i tak nie są nim zainteresowani. I choć to zaczyna się robić smutne, to Najman nie skończy się błaźnić, bo - jak słyszymy od wielu ludzi ze środowiska sportów walki - jego sytuacja finansowa wcale nie jest najlepsza. A to jego jedyny sposób na zarabianie.
- Jeśli po takim zachowaniu, jak w walce z "Don Kasjo", Najman dostanie jakąś propozycję walki, to będę głośno mówił, żeby takie imprezy bojkotować. Jest szkodnikiem i powinien być wykluczony z wielkiej rodziny różnych sportów walki. On nie jest sportowcem, nie ma żadnego etosu pracy, honoru ani charakteru - mówi Przemek Saleta.
- Nie wierzę w koniec tzw. "kariery sportowej" Marcina Najmana. Dopóki będzie popyt, będzie i podaż. To już od dawna nie jest sportowiec, a raczej pracownik branży rozrywkowej. W pewnym sensie „produkt rozrywkowy". Tak samo jak jego "walki" to nie są walki, ale swoiste występy. Wiele osób nie traktuje też tego jako kontentu sportowego, ale raczej jako rozrywkę, nawet show. Można oczywiście dyskutować nad jakością i zasadnością takiej rozrywki, ale - jak widać - jest na nią po prostu popyt - dodaje Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska, cytowany przez "Wirtualne Media".
W ostatnim czasie Najman zaczął być częstym bywalcem TVP Info. A to opowiada o wyborach w Stanach Zjednoczonych ("znam Andrzeja Gołotę, który zna Donalda Trumpa"), a to tłumaczy widzom prawo Unii Europejskiej i tzw. mechanizm weta, a to obraża organizatorkę Strajku Kobiet.
Najman pasuje do TVP Info, bo - jak opowiadał w wywiadzie dla portalu o2.pl - "ideologicznie jest po prawej stronie", a jego homofobiczne wypowiedzi można było usłyszeć już dekadę temu.
- W demokracji każdy obywatel może komentować sprawy publiczne, nie tylko ludzie zawodowo zajmujący się polityką. Ważne, żeby te głosy były ciekawe. A tak jest w tym wypadku - uważa Michał Rachoń z TVP Info.
Teraz Najman często chwali PiS, ale jesienią 2018 roku bez powodzenia kandydował w wyborach samorządowych do sejmiku województwa śląskiego z listy komitetu Pawła Kukiza, by rok później poprzeć Konfederację.
Najman nie podbił ani aren sportowych, ani świata polityki. Trudno jednak o innego Polaka, który nic nie osiągnął, a ciągle było o nim głośno.